2018-01-20 14:35:00
Patryk Dziadura

Pełna kontrola MKS-u Kalisz. "Miedziowi" bez szans w starciu z beniaminkiem

Rzadko zdarza się, aby przy tak wyrównanych drużynach, jedna z drużyn wyraźnie odskoczyła na początku meczu i w pełni kontrolowała przebieg spotkania. Taka sztuka udała się beniaminkowi z Kalisza, który pozbawił jakichkolwiek szans drużynę z Lubina wygrywając 28:24.

Przed starciem obie ekipy zaliczyły już po jednym oficjalnym meczu w 2018 roku. Zagłębie Lubin dość pechowo, bo prowadząc nawet sześcioma bramkami, dało sobie wyrwać trzypunktowe zwycięstwo, więc wywalczyli je dopiero po karnych. Natomiast, MKS Kalisz bez większych problemów pokonał na wyjeździe w Pucharze Polski ASPR Zawadzkie 30:37. Zerkając jeszcze na tabelę zbiorczą przed spotkaniem (11. miejsce Zagłębie, 12. miejsce MKS Kalisz) zapowiadał się co najmniej solidny, superligowy pojedynek.

REKLAMA

I tak też się zaczęło, od błyskawicznych bramek debiutującego w meczu Superligi w barwach kaliszan Szpery i Przysieka, a kolejne dołożyli Adamczak i Moryto z karnego. Gospodarze wykorzystali błędy rywali w ataku, dzięki czemu w krótkim czasie po kontrach Misiejuka wyszli na prowadzenie 6:3 w 7. minucie. Świetny występ zaliczał Marek Szpera, który zdobywał bramki po indywidualnych akcjach, a kiedy jego drużyna grała w osłabieniu, sprokurował karę Pietruszki, po której dodatkowo asystował Krystkiemu. W dużej mierze dzięki nowemu nabytkowi MKS-u po kwadransie prowadzili 10:8. Gra wyraźnie zwolniła, ekipy nie miały takiej świeżości przy rozgrywaniu akcji jak na początku spotkania, a do tego coraz częściej z dobrej strony pokazywali się bramkarze, Małecki i Tatar.

Lubiniane z większą łatwością zdobywali bramki, zawsze szybko odpowiadali na kolejne ciosy rywali. W końcu dopięli swego i Małecki obronił karnego, a potem rzut ze skrzydła Bałwasa. Dzięki temu złapali kontakt w 21. minucie do stanu 12:11. Na kaliszan zadziałało to jak płachta na byka i w dwóch kolejnych akcjach Kniaziew i Bałwas wykorzystali grę w przewadze po karze dla Pawlaczyka, pozwalając odskoczyć na trzy trafienia swojej drużynie. Trener Jaszka natychmiast zareagował prosząc o czas. Efektów jednak to nie dało, a o sporym niepowodzeniu może mówić Dawid Przysiek, który dwukrotnie nie trafił do pustej bramki spod własnego koła. Połowę zwieńczyli świetnym trafieniem Krytski, rzucając tyłem do bramki i natychmiastową odpowiedzią po indywidualnej akcji Pawlaczyk. Dużą przewagę kaliszanom dała różnorodność w rozgrywaniu akcji - praca z kołem i skrzydłami, a także indywidualne wejścia Marka Szpery. Po stronie Zagłębia waży się jednak zbyt dużo błędów, których zobaczyliśmy aż osiem po pierwszej części spotkania.

Wybornie rozpoczęła się druga połowa dla graczy trenera Ruska. Rzuty lubinian dwukrotnie zostały powstrzymane przez Edina Tatara, a po golach Krytskiego i dwa razy Kniaziewa wyprowadzili oni MKS na prowadzenie 20:14, niespełna cztery minuty po wznowieniu gry. Trener Jaszka ponownie poratował się czasem. Po festiwalu niewykorzystanych sytuacji, kiedy obejrzeliśmy w sumie sześć niecelnych rzutów, impas przełamał po kontrze Kobusiński. Szkoleniowiec Zagłębia po raz ostatni poprosił o time-out, mimo, że wziął go raptem cztery minuty wcześniej - zwiastowało to ostatni dzwonek dla jego drużyny, gdyż kontrola kaliszan nad meczem była coraz większa. Swojej szansy kompletnie nie wykorzystali goście, kiedy przez ponad półtorej minuty grali w podwójnej przewadze po karach Kniaziewa i Kobusińskiego. Arkadiusz Moryto dwukrotnie został powstrzymany przez Edina Tatara, najpierw z karnego, a potem ze skrzydła, gdzie skrzydłowy miał mnóstwo miejsca na umieszczenie piłki w siatce. Ten fragment gry zakończył się bezbramkowo.

Na kwadrans przed końcem wynik wynosił 22:16 i widząc jak Zagłębie nie potrafi poradzić sobie przede wszystkim ze swoimi grzechami wydawało się, że kaliszanie spokojnie dowiozą zasłużone zwycięstwo, w tym kontrolowanym przez nich od początku spotkaniu. Wydawało się, bo kara Szpery wyswobodziła lubinian z niemocy strzeleckiej i rzucili cztery gole z rzędu. To dało wynik 24:21 na osiem i pół minuty przed końcem spotkania, tak więc trener Rusek poprosił o czas, aby nie zepsuć tak udanego spotkania przez jego drużynę. Przez chwilę było jeszcze goręcej, bo czerwoną kartkę z gradacji obejrzał Kirył Kniaziew na pięć minut przed końcem (25:22). Kluczowe okazały się bramki skrzydłowego MKS-u, Michała Dreja oraz znakomite interwencje Edina Tatara, dzięki którym drużyna beniaminka pewnie zwycięża na początku wiosny Superligi. Mimo gorszej skuteczności obu ekip po przerwie, drużyna "Miedziowych" wciąż popełniała mnóstwo błędów w ataku, do tego lepiej w bramce spisywał się Edin Tatar, a niżeli ktoś z dwójki lubińskich bramkarzy. Znakomicie na kole także spisywał się Dzianis Krytski, który był jednym z ojców tego zwycięstwa.

MKS Kalisz - Zagłębie Lubin 28:24 (17:14)

MKS Kalisz: Tatar, Zakreta - Adamczak 2, Adamski 1, Bałwas 2, Bożek, Czerwiński, Drej 6, Klopsteg, Kniaziew 5, Kobusiński 1, Krytski 6, Kwiatkowski, Misiejuk 2, Szpera 3, Wojdak

Kary: Kniaziew - 6 minut; Szpera - 4 minuty; Kwiatkowski, Kobusiński - 2 minuty

Karne: 3/5

Czerwona kartka: Kniaziew - 55. minuta (gradacja kar)

Zagłębie Lubin: Małecki, Skrzyniarz - Czuwara 2, Dawydzik 1, Dudkowski 3, Kużdeba, Mollino da Silva, Moryto 3, Mrozowicz 6, Pawlaczyk 3, Pietruszko 2, Przysiek 1, Stankiewicz 3, Szymyślik

Kary: Pawlaczyk - 4 minuty; Pietruszko - 2 minuty

Karne: 2/3