2016-09-02 07:35:00
Wojciech Staniec

Walczak: Nie boję się rywalizacji. Chcę ciężko pracować

Patryk Walczak latem przeniósł się z Pogoni Szczecin do Vive Tauronu. 24-letni obrotowy, który z dużymi nadziejami patrzy na przyszłość opowiedział nam m.in. o kulisach transferu do Kielc, a także o planach na przyszłość. Co ciekawe do rozmowy mogło wcale nie dojść, gdyż Walczak był dobrze zapowiadającym się koszykarzem, a w piłkę ręczną zaczął trenować dopiero w drugiej klasie gimnazjum.

 

W Vive jest zawsze duża presja, nie boisz się jej?

 

- Podpisanie umowy z Vive Tauronem wiąże się z tym, że nie przyjeżdża się tutaj na urlop. Ja podpisałem ten kontrakt, bo kocham piłkę ręczna, kocham grać, chcę dawać z siebie na każdym treningu 110 procent i stawać się coraz lepszym zawodnikiem. Jest to dla mnie ogromny krok w mojej karierze. Chcę mieć z tego jak najwięcej plusów, chciałbym, żeby ta przygoda trwała jak najdłużej.

 

Jak do tej pory wyglądała twoja kariera, udawało się zrealizować to co sobie zakładałeś?

 

- Myślę, że tak. Wszystko z czasem wychodziło na plus. W Pogoni zaczynałem od tego, że jak wróciłem ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego to dostawałem mało szans, a te które były to głównie w obronie. Pracowałem tak, żeby gra w defensywie wygląda w moim wykonaniu jak najlepiej. Do tego chciałem dołożyć atak, żeby być kompletnym zawodnikiem, po obu stronach boiskach. Starałem się pracować nad rzutem, raz wyglądało to lepiej, raz gorzej. Jednak jak na obrotowego, to w dwóch ostatnich sezonach, gdy zacząłem grać w ataku miałem dobrą skuteczność. Wtedy mogłem regularnie występować w ofensywie, bo odeszli od nas Nenad Marković i Sebastian Smuniewski. Ja zostałem tym pierwszym obrotowym, to była trudna decyzja dla klubu. Pytali mnie, czy będę w stanie się tego podjąć. Od razu się zgodziłem. Wszystko zostało w moich rękach, koledzy mi zaufali. Starałem się wykorzystywać swoje szanse. Forma nie była jeszcze równa, ale z czasem się wyrównała i myślę, że pomagałem zespołowi najlepiej jak mogłem.

 

A jak w ogóle zaczęła się twoja przygoda ze sportem i piłką ręczną?

 

- Zaczęło się od tego, że jak każdy chłopak grałem w piłkę nożną, później było karate, pływanie. Moja mama zawsze mówiła, że ze mną były problemy, bo byłem nadpobudliwy, nudziłem się i mnie nosiło. Najpierw grałem w kosza, w szkole mieliśmy drużynę, a że zawsze byłem wysoki, to trenerzy mnie zauważyli. Grałem do gimnazjum, ale tam się wszystko pozmieniało i nie było warunków do uprawia tego sportu. W międzyczasie były zawody lekkoatletyczne. Dopiero na koniec drugiej klasy gimnazjum przez przypadek dyrektor od sportów drużynowych w mojej szkole wysłać mnie do trenera piłki ręcznej, który prowadził chłopaków rok młodszych ode mnie.

 

Trener spytał, którą ręką rzucam. Odpowiedziałem, że prawą. Dopytywał czy nie wolałbym lewą, ale nie chciałem. Człowiek głupi był, nie wiedział o co chodzi i tak już została z tą prawą (śmiech). Zacząłem na lewym rozegraniu. Dopiero w SMS-ie, gdy dołączyłem do kolegów w drugiej klasie, trener Mariusz Dobrzyniecki stwierdził, że zrezygnujemy z kariery na lewym rozegraniu i zaczniemy pracę nade mną jako obrotowym. Tak już zostało, ale ta pozycja bardzo mi się podoba. Jest kontakt z przeciwnikiem, można się poprzepychać, powalczyć.

 

Jakie miałeś wrażenia po pierwszych treningach w Vive Tauronie?

 

- Bardzo dobre i bardzo fajne. Było ciężko, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.

 

Przygotowania wyglądały inaczej niż w Szczecinie?

 

- Tak, było inaczej. Ćwiczenia, które wykonujemy w Kielcach różnią się od okresu przygotowawczego w Szczecinie. Wydaje mi się, że dobrze pracuję, daje z siebie wszystko na treningach. Zobaczymy jak to się ułoży wszystko.

 

W Vive często będziecie grali obroną 5-1, to dla ciebie nowość, czy już masz w niej doświadczenie?

 

- Graliśmy tak w Szczecinie. Podobnie z obroną 3-2-1. Nie miałem z tym problemu. Nie ma chyba obrony, która by mnie zaskoczyła. Pewne założenia każdy trener ma inne w tych formacjach, ale generalne zasady znam.

 

Jeżeli chodzi o grę w ataku to dostałeś już jakieś ciekawe rady od Julena Aguinagalde?

 

- Generalnie cały sztab i wszyscy koledzy starają mi dużo podpowiadać. Na siłowni wiele mi doradzają jak to ma wyglądać technicznie, żebym nie niszczył sobie zdrowia poprzez jakieś ćwiczenia. Tomek Mgłosiek też mi dużo pomaga w tej materii.

 

Jakie były kulisy twojego przejścia do Vive?

 

- Pierwszą informację dostałem w grudniu przed tym feralnym meczem, który ciągle pamiętam. Przyjechaliśmy do Kielc, dostałem wiadomość, że Vive mnie chce i później zagrałem katastrofalny mecz, którego nie mogę zapomnieć. Byłem mocno nieskuteczny i Marin Sego mnie wyleczył.

 

Twój brak skuteczności wynikał z presji, bo chciałeś się pokazać, czy nie miało to ze sobą nic wspólnego?

 

- Ciężko powiedzieć, czy to przez to, że w głowie siedziało, że chciałem się pokazać aż tak, że nic mi nie wychodziło. Już dokładnie nie pamiętam i staram się o tym zapomnieć.

 

Kto ci powiedział o ofercie?

 

- Dostałem informację od swojego trenera ze Szczecina, że jest zainteresowanie ze strony Kielc.

 

Co wtedy poczułeś?

 

- Każdy z młodych zawodników marzy o tym, żeby zagrać w takiej drużynie, jak Vive, w zwycięzcy Ligi Mistrzów. Do mnie to nie dotarło do chwili, gdy nie pojawiłem się na pierwszym treningu. Jednak to cały czas jest coś niesamowitego. Daje mi to ogromną satysfakcję i szczęście, że mogę być w takim klubie i trenować z tak świetnymi zawodnikami.

 

Miałeś inne oferty?

 

- Były propozycje z innych klubów z Polski. Ale nie chcę mówić o kogo chodzi.

 

Przychodzisz do klubu, gdzie już jest dwóch kołowych. Nie boisz się, że będziesz mało grać?

 

- Powiem tak: nie boję się podjąć rywalizacji. Jest dużo zawodników na mojej pozycji, ale jest też dużo grania, bo jest Liga Mistrzów, Puchar Polski oraz liga. Teraz jeszcze pojawił się Super Globe, i choć to tylko trzy mecze, to obciążenia będą większe. Sporo kolegów było na Igrzyskach, więc będą potrzebowali odpoczynku i liczę też, że wtedy będę mógł dostać swoją szansę.

 

Myślisz, że Vive będzie stać na powtórzenie sukcesu z poprzedniego sezonu?

 

- To było coś niesamowitego, ale myślę, że jest to możliwe. Podchodzę do tego tak, że to nie my musimy się bać, ale rywale. To Vive Tauron jest zwycięzcą Ligi Mistrzów.

 

Trener Dujszebajew słynie z dobrej pracy z młodymi zawodnikami. Liczysz na to, że skorzystasz na tej współpracy?

 

- Mam taką nadzieję, jeżeli tylko będzie chciał we mnie zainwestować swoja wiedzę, to ja będę chłoną to jak gąbka. Bardzo cieszę się z tej współpracy. Podobnie dobrze układa się praca z Tomkiem Strząbałą. Mógłbym o klubie mówić cały dzień w samych superlatywach, bo wszystko jest bardzo profesjonalne.

 

Teraz, gdy odejdzie z kadry Bartosz Jurecki, to takich z takich kołowych, którzy mają „dwójkę” w wieku z przodu jesteś ty, Kamil Syprzak, Mateusz Piechowski czy Maciej Gębala. Liczysz na powołania do reprezentacji?

 

- Do tego jest też Marek Daćko w Górniku, który dobrze daje sobie radę i pukał do bram reprezentacji. Zobaczymy co będzie. Ja skupiam się na tym, żeby pracować nad sobą, a później udowodnić, że zasługuję na powołanie do reprezentacji. Na pewno na to liczę, ale patrzę tylko na siebie.

 

Transfer do Vive jest dla ciebie już takim docelowym, czy jest klub w którym chciałbyś jeszcze zagrać?

 

- W tej chwili cieszę się, że tu jestem. Na treningach pracuję jak najwięcej. Teraz chcę się skupić na grze w Kielcach, a nie myślę o niczym innym. Jeżeli kariera tak się potoczy, że za 10 lat będę nadal w Vive, to nie będę narzekał (śmiech).

 

Ciężko przeprowadzić się ze Szczecina na drugi koniec Polski do Kielc?

 

- W życiu każdego sportowca jest taki moment, że trzeba coś zmienić i zrobić krok to przodu. Żyłem z taką myślą w głowie. W liceum byłem w Gdańsku przez dwa lata, tak więc przeprowadzka nie jest dla mnie czymś nowym. Na pewno będę tęsknił za rodziną, przyjaciółmi, ale wiem co robię i po co to robię. Na święta na pewno pojadę do domu. Rodzina mnie dopinguje, żebym się spełniał w karierze, tak więc nie jest źle.

 

Kogoś z Pogoni byś jeszcze polecił władzom Vive?

 

- Kimś takim jest Dawid Krysiak, on ma 18 lat. W chwili, gdy odszedł Wojciech Zydroń, to został sam na skrzydle. To był dla niego duży przeskok, chłopak bardzo dobrze dawał sobie radę. Myślę, że spisał się bardzo dobrze. Warto zwrócić na niego uwagę.

 

Na koniec zapytam cię o nową formułę Superligi. Jak ci się ona podoba?

 

- Trzeba było trochę porozkminiać jak to wszystko ma wyglądać. Będzie ciekawe, ten pierwszy sezon będzie takim, który zweryfikuje i pokaże nam jak to wszystko wygląda i gdzie są błędy. To będzie taki sezon testowy.



Następny artykuł: Stal Mielec pokonała KSZO