2021-03-12 22:33:17
Michał Szpulak

El. IO 2020: Norwegia i Portugalia zgodnie z planem, Francja w szlagierze pokonuje Chorwację

W piątek doszło o walki o olimpijski awans w Montpellier i w Podgoricy. W grupie I pewne zwycięstwo odniosła reprezentacja Norwegii, Korea wygrała z kolei z Chile. W grupie II Portugalczycy nie dali szans Tunezji, a Francja w hicie i  po kapitalnym meczu wyrwała w końcówce zwycięstwo wicemistrzom Europy Chorwatom. 

W pierwszym meczu grupy I na neutralnym terenie w stolicy Czarnogóry Podgoricy doszło do starcia ekipy prowadzonej przez Mateo Garraldę – Chile z Koreańczykami z południa. Początek meczu jak i pierwsza połowa starcia nie zapowiadały sukcesu ekipy z zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej. Po świetnej grze w pierwszej połowie dwójki Parka Kwangsoona i Ha Ho Mina ekipa z Azji prowadziła 19:11.

Chilijczycy i w drugiej połowie zaczęli od problemów w ofensywie, co wykorzystał po chwili w kontrze Kim Gimin rzucając swojego czwartego gola w tym spotkaniu. Dobra gra Rodrigo Salinasa i Ervina Feutchmanna nie wystarczała. Dodatkowo wicemistrzowie Azji mieli dużo szczęścia, gdyż często wygrywali sytuacje na styku, blisko przewinienia. Na 15 minut przed końcem Chilijczycy zaczęli odrabiać straty i doszło do wyniku 27:29, jednak po chwili szybkie trzy bramki Koreańczyków znowu dały pięć bramek przewagi. Na koniec Chile znowu podgoniło i końcówka mogła dać nieoczekiwany zwrot akcji. Ostatecznie to jednak zawodnicy z Azji sięgnęli po dwa „oczka”.

Chile – Korea Południowa 35:36 (11:19)

Najwięcej goli:

Chile - Rodrigo Salinas i Sebastian Ceballos (8)

Korea Południowa - Yeong Yi Keyong (8), Park Kwangsoon (7)

Pierwszy mecz grupy II to pojedynek Portugalii z Tunezją w stolicy Oksytanii Montpellier, który zainaugurowany został minutą ciszy i wspomnieniem tragicznie zmarłego bramkarza reprezentacji z Półwyspu iberyjskiego Alfredo Quintany.

Mecz rozpoczął się bardzo szybko, w ekipie portugalskiej błyszczeć zaczęli Andre Gomes, Diogo Branquinho oraz Pedro Portela. Po chwili Gustavo Capdeville – następca Alfredo Quintany obronił rzut Tunezyjczyka, a Portugalczycy w kontrze rzucili za sprawą Fabio Magalhaesa i podwyższyli na 5:2. Portugalczycy ze wściekłością rzucili się na ekipę Samiego Saidiego i w 9. minucie prowadzili już 7:2. Odpowiadać próbował Oussama Boughanmi, jednak po kilkudziesięciu sekundach pomylił się z siódemki, a Portugalczycy wyglądali jak nie drużyna kompletna, nie do zatrzymania.

Gustavo Capdeville w 16. minucie obronił już drugiego karnego i po interwencji ucałował czarną opaskę z napisem AQ. Widać było, że Portugalia nie gra tylko dla siebie, dla narodu, ale także dla Alfredo Quintany.

Portugalczycy do końca pierwszej części gry w zasadzie monitorowali wydarzenia na boisku i nie dawali zbliżyć się Tunezyjczykom na mniej niż trzy bramki. Do przerwy drużyna z kraju Fado prowadziła z Tunezyjczykami 15:11.

Po przerwie Portugalczycy starali się chwilę utrzymywać przewagę, jednak po ośmiu minutach Vitor Iturriza dał swojej drużynie prowadzenie 22:15. Drużyna Paulo Pereiry kontrolowała mecz od początku i ani na chwilę nie zbaczała z toru obranego zapewne przed turniejem, gdyż Tunezja to teoretycznie zdecydowanie najsłabszy z ich rywali w turnieju kwalifikacyjnym do IO. Belone Moreira w 45. minucie po wymanewrowaniu obrony tunezyjskiej zdobył bramkę po indywidualnej akcji na 25;17. Tunezja słabła w oczach i żaden zawodnik (ani Bannour ani Boughanmi) nie był w stanie dorównywać świetnie spisującym się tego dnia w każdym elemencie gry Portugalczykom.

W 51.minucie Oussama Boughanmi znowu wykorzystał siódemkę i ekipa z północno-zachodniej Afryki zbliżyła się na różnicę czterech bramek (22:26). Szybka gra w końcówce i podganianie wicemistrzów Afryki dało jeszcze iluzoryczne nadzieje, także emocje, które jednak szybko prysnęły niczym bańka mydlana. Portugalia zdobyła pierwsze dwa punkty i czeka na sobotnia rywalizację z Chorwacją, która zapowiada się piekielnie zażarta.

Tunezja – Portugalia 27:34 (11:15)

Najwięcej goli:

Tunezja - Boughamni (5), Bannour i Maaref (po 4)

Portugalia – Gomes (7), Iturriza, Areia, Martins, Moreira, Cavalcanti, Fernandes i Salina (po 3)

Starcie brązowych medalistów ostatnich ME z Brazylią było meczem kończącym zmagania w grupie I kwalifikacji olimpijskich. Norwegowie musieli podjąć rywali w Czarnogórze, ponieważ ich kraj jest obecnie całkowicie zamknięty ze względu na reżim pandemiczny. Norwegowie ostatni raz wystąpili na Igrzyskach olimpijskich w 1972 roku w Monachium gdzie zajęli dopiero dziewiąte miejsce – warto dodać, że był to dotychczas ich jedyny start na tej imprezie, co wydaje się nieprawdopodobne.

Magnus Jondal – znany lewoskrzydłowy, jeden z najlepszych na swojej pozycji rozpoczął to spotkanie od trafienia dla swojej reprezentacji. W czwartej minucie Peter Overby rzucił na 3:0 i kadra z Półwyspu skandynawskiego zaczęła powoli odjeżdżać Canarinhos. W bramce piłki zaczął odbijać również Torbjorn Bergerud, a Kristian Bjornsen po jednej z kontr dał prowadzenie Norwegom 5:1. Piorunujące otwarcie ekipy Cristiana Berge było do przewidzenia, gdyż wszystkich już do tego przyzwyczaili.

Haniel Langaro po udanej dwójkowej akcji w 12. minucie dał bramkę, która zbliżyła nieco ekipę Marcusa Oliveiry na dwie bramki (7:5). Norwegowie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że są zdecydowanym faworytem tej grupy i mogą dozować siły w trakcie spotkań. Nie znaczyło to oczywiście, że mogą lekceważyć rywali.

W 16. minucie Alexandro Pozzer, a później Felipe Borges rzucili bramki dające remis (9:9), a ekipa ze Skandynawii na chwilę mentalnie zeszła z parkietu w Podgoricy. Lider Norwegów, jeden z najlepszych obecnie graczy świata czyli Sander Sagosen nie grał w pierwszej połowie tak, jak nas przyzwyczaił w ostatnich latach. Trzeba jednak pamiętać, że on rozkręcić się potrafi w każdej chwili. Norwegowie na 10 minut przed końcem pierwszej części odskoczyli ponownie i do przerwy prowadzili 17:12.

Po przerwie Kristian Bjornsen bardzo szybko podwyższył prowadzenie Norwegów aż do ośmiu bramek (20:12). Brazylijczycy wydawali się już zrezygnowani po końcówce pierwszej części jak i początku drugiej. Norwegowie trzymali prowadzenie i starali się utrzymywać przewagę aż do końca meczu.

Wynik 24:16 utrzymywał się dosyć długo, ale kontrolowanie meczu przez ekipę Cristiana Berge było jeszcze wyraźniejsze niż ten wynik. Skandynawowie pod koniec starali się już tylko doprowadzić mecz na spokojnie do końca i zgarnąć dwa punkty (a jeszcze odspoczyli rywalom na 12 bramek), który tak naprawdę dają Norwegii awans do IO w Tokio, gdyż mało prawdopodobne, żeby nie pokonali Chile bądź Korei.

Norwegia – Brazylia 32:20 (17:12)

Najwięcej goli:

Norwegia - Sagosen (5), Jondal i Bjornsen (po 5)

Brazylia: - Langaro (4), Rodrigues (3)

W ostatnim meczu dnia i zarazem wielkim europejskim klasyku Francuzi podjęli w Montpellier Chorwatów. Wicemistrzowie Europy (Chorwaci) kontra wicemistrzowie olimpijscy (Francja). Mecz zapowiadał się jak zawsze między tymi zespołami – kapitalnie. Chorwaci z nowym szkoleniowcem Hrvoje Horvatem chcieli się zrehabilitować za katastrofalne MŚ w styczniu tego roku.

Mecz rozpoczął się od błędów z obu stron, pewnego rodzaju badania terenu. Pierwszy gol padł dopiero w piątej minucie, a autorem trafienia był Domagoj Duvnjak. Francuzi premierową bramkę zdobyli z kolei minutę później za sprawą indywidualnej akcji Diki Mema. Mecz był niesamowicie zamknięty, a w 9. minucie na tablicy wyników widniał remis 1:1.

W 10. minucie po kapitalnej kontrze Chorwatów na prowadzenie 2:1 wyprowadził Ivan Cupić. W 12. minucie Nicolas Tournat wyprowadził Francuzów na pierwsze prowadzenie w meczu (3:2) po kapitalnym golu z koła. Ani Les Bleus ano popularni Kowboje nie potrafili odskoczyć na więcej niż dwie bramki. Żeljko Musa ponownie wyprowadził Chorwatów na prowadzenie (5:6). Ekipa Guillaume'a Gilla wyglądała bardzo biernie w ataku pozycyjnym, wolno rozgrywała piłki, a rozegranie nie potrafiło skomunikować się z pierwsza linią. Po czasie Igor Karacić wyprowadził swoją drużynę na pierwsze dwubramkowe prowadzenie w meczu (9:7), a Krezimir Kozina rzucił na 10:7. Francuzi nie rzucili bramki przez pięć minut, co było alarmujące dla trenera.

Przestoje „Les Bleus” były znamienne, a gra Chorwatów nie powalała na kolana, jednak grali skutecznie, wykorzystywali okazje, które im się nadarzały. Rozkręcił się Ivan Martinović, który rzucił kapitalną bramkę na 13:10. Luka Cindrić postawił Francuzów nieco pod ścianą rzucając bramkę na 14:10, co było już prowadzeniem wysokim. Pierwsza połowa skończyła się zwycięstwem Chorwacji 15:12.

Po przerwie Chorwaci ruszyli jak czołg na przestraszonych Francuzów i rzucili szybkie dwie bramki (17:12). Taki wynik był już alarmem ostatecznym, bo wiemy co się dzieje jak Chorwacja złapie rytm gry – nasza kadra przekonała się o tym w 2016 w styczniu. Valentin Porte w 36. minucie dał jednak bramkę na 17;14 i Francuzi lekko przybliżyli się do Chorwatów po ich słabszej grze w ofensywie.

David Mandić jednak znowu wyprowadził po chwili swoich kolegów na prowadzenie czterema bramkami. Francuska gra w ofensywie strasznie kulała i Guillaume Gille nie miał na to żadnej recepty. Być może taką miał być Kentin Mahe – rzucił bramkę na 18:20 i gra poniekąd nabierała rumieńców. Rozpoczęła się chwilowa rozgrywka gol za gol, którą jedna i druga reprezentacja raczej umie opanowywać na swoją korzyść. W bramkach szaleć zaczęli Yann Genty i Ivan Pesić.

W 47. minucie Ivan Pesić obronił rzut karny Hugo Descata przy stanie 23:21 dla Chorwatów. Zapowiadała się więc bardzo interesująca końcówka meczu. Po chwili Descat w kontrze zrewanżował się Pesiciowi i rzucił bramkę kontaktową, a na remis rzucił Timothey N'guessan.

Wydawało się, że powietrze z Chorwatów uleciało i Francja przeważy w końcówce wynik meczu na swoją korzyść. Dika Mem dał prowadzenie Francuzom na 9 minut przed końcem meczu. Ivan Cupić jeszcze jednak podtrzymywał Chorwację w grze (25:25). Genty obronił rzut Martinovicia, a w kontrze Fabregas dał dwubramkowe prowadzenie Francuzom. Ostatecznie Trójkolorowi zapisali sobie dwa, jakże cenne punkty do tabeli grupy II eliminacji olimpijskich. 

Francja – Chorwacja 30:26 (12:15) 

Najwięcej goli:

Francja - Mem i Mahe (po 5)

Chorwacja - Cupić (10), Martinović (5)