2021-01-13 08:56:11
Michał Szpulak

Odliczanie zakończone, czas na Mistrzostwa Świata w Egipcie!

Dwudziesta siódma impreza o mistrzostwo globu, której tytułu bronić będą Duńczycy. Polacy znaleźli się w grupie B, dość ciekawie obsadzonej. Od 13 do 31 stycznia reprezentacyjny handball pochłonie wszystkich fanów tej dyscypliny sportu.

Każdego roku, o tej samej porze, jednak zawsze w innych okolicznościach i w innym kraju – na przemiennie mistrzostwa Europy i świata. Rok kalendarzowy w szczypiorniaku wygląda tak, że styczeń zarezerwowany jest wyłącznie dla rozgrywek reprezentacyjnych. Tym razem padło na Egipt i na MŚ. Faworytów mamy masę, czarnych koni również. Postaramy się więc wszystko objaśnić i przedstawić sytuację jaka będzie mieć miejsce w północno-wschodniej Afryce.

 

Do rzekomych faworytów imprezy zaliczamy 7 reprezentacji, 4-5 oprócz nich to tak zwane „czarne konie”, które mogą zrobić spory zamęt w czołówce. Polacy nie kwalifikują się na ten moment do żadnej z tych opcji, jednak chcielibyśmy, żeby w trakcie turnieju to się zmieniło.

Główny cel – wyjść z grupy

Jasnym jest, że nasza reprezentacja nie przyjeżdża nad Nil po to, żeby namieszać, jednak po to, aby się ogrywać. Ostatnie ME 2020 nie napawają nas optymizmem, jednakże pokonanie w turnieju towarzyskim w Jastrzębiu ekipę Rosji może wlać w nas nutkę optymizmu. Trener Patryk Rombel doskonale wie, że wyjście z tej grupy jest poniekąd naszym obowiązkiem. No bo z kim na świecie mamy wygrywać jak nie z reprezentacjami pokroju Tunezji? Tym bardziej osłabionej Tunezji. Trzeba sobie zadać pytanie – Dokąd to wszystko zmierza? Odpowiedzią i to sporą na to pytanie będzie ten właśnie turniej. W grupie mamy jeszcze silną Brazylię i hegemona z Hiszpanii, więc w tych meczach o punkty będzie piekielnie ciężko. Tacy zawodnicy jak Sićko, Moryto, Daszek, Piechowski, Chrapkowski czy Morawski powinni dać więcej spokoju, bo to zawodnicy doświadczeni, którzy będą się starali pomagać młodszym, mniej ogranym kolegom pokroju Ossowskiego, Olejniczaka, Dawydzika czy Pilitowskiego. Nasz atut to niewątpliwie pozycja bramkarza i obrotowego. Wyszomirski, Morawski i Kornecki mogą zrobić różnicę, a na kole Gębala, Walczak i wspomniany Piechowski także wyglądają w klubach wyśmienicie. Wygrana z Tunezją i awans do następnej rundy to minimum, które trzeba w tym turnieju osiągnąć, chociaż Brazylijczycy bez Thiagusa Petrusa także będą w naszym zasięgu. A co w dalszej fazie to już zobaczymy.

Hiszpanio, czas na zmiany!

Nie trudno oprzeć się wrażeniu, że „La Roja” powoli się „starzeje”. Nie mówimy tutaj o kraju, który zaczął się formować jeszcze za czasów Rzymian i Wizygotów i ma ponad 1500 lat, jednak o samej reprezentacji tego kraju w piłce ręcznej. Entrerríos czy Sarmiento to filary środka rozegrania, a obaj mają już kolejno 39 i 37 lat. Joan Cañellas już także nie jest młodzieniaszkiem (34 lata). Z kadrą pożegnał się na razie jeden z najlepszych obrotowych ostatniej dekady czyli Julen Aguinagalde, który odpoczywa, a zastąpił go Rubén Marchán – Hiszpanie mówią, że będzie mieć okazje pokazać się w grze defensywnej na turnieju. Do Igrzysk w Tokio zapewne kadra zostanie taka jaka jest (wróci tylko Aguinagalde), jednak za rok w ME na Węgrzech i na Słowacji może być już zupełnie inaczej. Hiszpanie robią to jednak znacznie lepiej niż Polacy i wymieniają trzon drużyny krok po kroku, klocek po klocku. Ian Tarrafeta, Miguel Martínez, Antonio Serradilla, Ander Izquierdo, Rubén Marchán czy Iñaki Peciña – To przyszłość tej reprezentacji, a być może i w najbliższym czasie jeszcze kilku doskoczy. Dla wielu liczy się tu i teraz, a tu i teraz Hiszpanie to jeden z głównych faworytów do złota na tej imprezie. Mają kapitalnych bramkarzy (Corrales i Vargas), do tego wspomniany środek pola, kapitalne skrzydła i lider Alex Dujshebaev. Hiszpanie jednak ostatni medal z mundialu przywieźli w roku 2013, gdzie na własnych parkietach wywalczyli złoto, późniejsze trzy imprezy kończyli na miejscach 4-8. Chciałoby się powiedzieć, że to główny faworyt do złota, jednak wiemy jak to jest w ostatnich latach z tymi głównymi. Hiszpania w grupie zagra z Polską, Brazylią i Tunezją, więc pierwsze miejsce jest dla nich obowiązkiem.

Kiedy jak nie teraz, panie Berge

MŚ 2017 – drugie miejsce za kapitalną i kosmiczną Francją (gospodarzem). MŚ 2019 – drugie miejsce za jeszcze bardziej oderwaną od ludzkich standardów Danią (gospodarzem). Norwegia ma właśnie ten problem, którego teraz się pozbyła. Bo z całym szacunkiem dla Egipcjan i ich możliwości, ale nie jest to drużyna pokroju Danii ani Francji. Można więc spytać Cristiana Berge – Kiedy, jak nie teraz? Kiedy będzie większa szansa, żeby osiągnąć szczyt? Wiemy jaką potęgą dysponuje selekcjoner kadry ze Skandynawii, siła rażenia tej ekipy jest po prostu ogromna. W każdej imprezie najbliższych lat będą murowanym faworytem do medalu, jak nie złota. Problem jest jednak trochę natury mentalnej, bo przegrać dwa finały MŚ tak wysoko nie jest na pewno przykładem pozytywnej motywacji do osiągnięcia celu. Takim celem ma być upragnione złoto. Sander Sagosen to prawdopodobnie najlepszy gracz świata na ten moment, a w połączeniu z Reinkindem, Johannessenem, Lie Hansenem, O'Sullivanem czy Tonnesenem daje nam perfekcyjną drugą linię, którą obecnie mają chyba najlepsza na świecie. Skrzydła jak zawsze szybkie i silne – mimo tego, że Jondal chce zakończyć karierę po IO w Tokio, to jest jego kapitalny następca – Alexander Blonz. Bjarte Myrhol wraca, więc koło także wzmocnione. Mankamentem wydaje się być bramka, bo mają jednego gracza klasy światowej – Bergeruda. Jednak być może ostatecznie nie będzie to wielkim problemem. Norwegia w grupie zmierzy się z Francją, Austrią i Szwajcarią.

„Les bleus” w marazmie tęsknoty za potęgą

Napoleon Bonaparte mawiał - „Stado lwów prowadzone przez barana jest słabsze od stada baranów prowadzonego przez lwa”. Tutaj odnosimy się trochę do kadencji Didiera Dinarta. Z Tym, że zawodnicy to nie są barany, a sam Dinart ostatecznie nie okazał się lwem, chociaż zdecydowanie miał nim być i niczym Claude Onesta prowadzić kadrę przez kolejne triumfy. Prędzej można więc go porównać do Ludwika XVI, po którym Francuzi zdecydowanie nie płakali. Wygrał jeden turniej i skompromitował się wraz ze swoimi zawodnikami na ubiegłorocznych mistrzostwach Starego Kontynentu. Związek podjął kroki, które były dla byłego reprezentanta Francji dosyć drastyczne, bo zdecydował o jego zwolnieniu. Teraz kadrę przejął jego kolega z boiska, charyzmatyczny Guillaume Gille, dla którego będzie to pierwsza duża impreza w roli szkoleniowca francuskiej kadry. „Trójkolorowi” mają nadzieję wrócić na szczyt, lecz bez Nikoli Karabaticia nie będzie to już takie proste. Co prawda druga linia tak czy siak wygląda imponująco – Dika Mem, Timothey N'guessan, Romain Lagarde, Melvyn Richardson, Nedim Remili czy Elohim Prandi. Gracze kapitalni, odgrywający w swoich klubach główne role. Problemem okaże się na pewno bramka, gdzie Vincent Gerard nie gwarantuje stabilnej jakości, może pokaże się Wesley Pardin. Młodzież też powoli puka do drzwi, bo młody N'tanzi będzie za parę lat zapewne jednym z najlepszych playmakerów na świecie. Zastępstwo więc jest i Francja nie musi się bać o swoje pokolenie w przyszłości. Tu i teraz jednak jest niewiadomą, ponieważ nie wiemy co Francuzi zaprezentują z nowym selekcjonerem tudzież nie wiadomo tak naprawdę jak poradzą sobie z obsadą środka rozegrania, a opcji mają przynajmniej trzy – Lagarde, Ntanzi, Richardson. To drużyna, której nie można skreślać i szanse na złoto mają, bo kiedy francuski pociąg się rozpędzi jest nie do zatrzymania niczym TGV w relacji Lyon-Paryż. Francuzi w grupie zmierzą się z Norwegią, Austrią i Szwajcarią.

Na Bałkanach uwierzyli w sukces

Chorwaci to od momentu rozpadu Jugosławii światowa czołówka. Od lat 90 reprezentacja tego kraju prezentuje w miarę stabilną formę i nigdy nie odstaje od przeciwników. Były turnieje słabsze, jednak jak u każdego. Lino Červar i jego banda po raz kolejny spróbują wywalczyć sobie medal wielkiej imprezy. W tamtym roku byli o krok od złota, kiedy w finale nieznacznie ulegli Hiszpanom. Był to pierwszy finał wielkiej imprezy dla Hrvatskiej od 2010 roku, kiedy to przegrali finał ME w Austrii z Francją. W kadrze roi się od wielkich nazwisk – Domagoj Duvnjak, Luka Cindrić, Marino Marić Igor Karačić, Manuel Štrlek czy powracający po dłużej przerwie (2 lata) Ivan Čupić gwarantują ofensywną salwę na bramkę przeciwników. Brakuje jedynie Luki Stepancicia. W bramce szaleć będzie były goalkeeper Łomży Vive Kielce czyli Marin Šego. „Kowboje” mogą naprawdę sięgnąć po złoto, mają ku temu wszelkie argumenty, a jednym z nich jest stabilność w kadrze. Ostatnie lata tej reprezentacji przypominają nieco grę Telekomu Veszprem bądź PSG. Wielkie nadzieje, zawsze silny skład, jednak czegoś brakuje na finiszu. W tamtym roku było bardzo blisko, jednak ostatnie złoto Chorwatów to IO 2004 i wygrana w finale z Niemcami. Trzeba przyznać, że to czasy naprawdę odległe, jednak nawet bez Ivano Balicia, Igora Voriego czy Blaženko Lackovicia wyglądają bardzo groźnie, bo mają jeden z najlepszych (jak nie najlepszy) środek rozegrania na świecie, do tego skrzydła i koło dają jakość. Chorwaci to mieszanka stylu siłowego z technicznym, więc potrafią się dostosować w grze do praktycznie każdego rywala. Ich rywalami w pierwszej fazie turnieju będą Japonia, Katar i Angola.

Murowanym faworytem nie są, bez Lauge będzie ciężko

Reprezentacja Danii to jeden z faworytów do złota, jednak sinusoida jaką zaliczyli od MŚ 2019 do ME 2020 była dosyć brutalna. W cuglach wygrali mistrzostwa świata na własnych parkietach nie przegrywając nawet meczu, po czym do turnieju o mistrzostwo Europy rok później przystąpili w roli największego faworyta i nie wyszli nawet z grupy. Ciężko jest teraz sklasyfikować Duńczyków, a brakuje im jeszcze jednego z absolutnych filarów drużyny, czyli Rasmusa Lauge Schmidta, którego na parkietach nie zobaczymy jeszcze kilka miesięcy. Trener Nikolaj Jakobsen ma więc problem, który jest oczywiście do załatania, bo mamy takich graczy jak Mads Mensah Larsen, Jacob Holm czy Morten Olsen. Do tego w drugiej linii są Mikkel Hansen, Michael Damgaard czy Lasse Andersson. Na pewno problemem Duńczyków (i to od lat) jest prawe rozegranie, gdzie po Casperze Sondergaardzie czy Madsie Christiansenie nie widać kolejnych gwiazd. Niclas Kirkelokke jest tego najbliżej, ale też jest niestabilny. Może młody Mathias Gidsel z GOG-u się spisze. Na bramce jeden z najlepszych duetów na świecie – Landin i Moller. W ekipie duńskiej jakości jest od groma, jednak należy też pamiętać, że każda drużyna miewała w historii słabsze turnieje i tyczy się to oczywiście ekip z górnej półki reprezentacyjnej piłki ręcznej. W Skandynawii wierzą jednak, że uda im się zdobyć medal tych mistrzostw, a może nawet je wygrać. Duński dynamit w grupie zmierzy się z Argentyną, Bahrajnem i DR Konga, więc obowiązkiem jest zajęcie pierwszego miejsca i spokojny awans do rundy głównej, gdzie oprócz Chorwatów też powinien czekać na nich spacer.

Powtórka z 2016? Gislason ma ciężkie zadanie

Rokrocznie przypominamy sukces Niemców z 2016 roku i wygranie przez nich ME w Polsce. Może robi się to nudne, jednak od tamtego czasu Niemcy zanotowali tylko jeden turniej, z którego przywieźli medal (IO 2016). Teraz jednak sytuacja jest… nieco analogiczna do pamiętnego turnieju znad Wisły. Wtedy przed turniejem stracili aż czterech czołowych strzelców kadry z eliminacji (Gensheimer, Weinhold, Groetzki,Wiencek). Teraz ponownie stracili Weinholda i Wiencka… do tego na turniej nie pojadą Lemke, Pekeler, Wiede, Semper i Kohlbacher. Trzech podstawowych obrotowych i podstawowy obrońca – cały blok obronny trzeba budować na nowo. Drugą spójną kwestią jest…. Narodowość trenera. Wtedy Dagur Sigurdsson, teraz Alfred Gislason, czyli dwaj islandzcy wizjonerzy i kreatorzy, poukładani taktycy, jedni z najlepszych na świecie w swoim fachu. Niemcy przez osłabienia nie są faworytem do złota, jednak ich siła rażenia pozostaje wielka. Kai Häfner, Julius Kühn, Uwe Gensheimer, Tobias Reichmann, Paul Drux czy Christian Dissinger mają zagwarantować jakość w ofensywie. Do tego Andreas Wolff – jeden z najlepszych bramkarzy na świecie i wielki talent środka rozegrania czyli 20-letni Juri Knorr. Niemcy mogą zaskoczyć cały świat po raz kolejny, mają na to wszelkie argumenty. W grupie ekipa islandzkiego szkoleniowca zmierzy się z Węgrami, Urugwajem i Wyspami Zielonego Przylądka. Wydaje się więc, że są faworytami do pierwszego miejsca, ale Węgrzy mogą ich także zaskoczyć.

Słoweńcy wreszcie wybili się do roli faworyta

Ljubomir Vranjes i jego drużyna postarają się powalczyć w tym roku o medal MŚ, jednak łatwej drogi nie będą mieli już na początku, gdyż rywalami drużyny z byłej Jugosławii będą Białorusini, Rosjanie i Koreańczycy. 4 miejsce na zeszłorocznych ME rozbudziło zapewne apetyty w kraju, lecz w decydujących meczach z Hiszpanami i Norwegami okazywali się znacznie gorsi (mimo mylnego wyniku 34:32 w półfinale z Hiszpanią). Drużynę tą jednak stać na osiąganie najwyższych celów. Pomóc w tym ma zabójcze trio środka rozegrania – Bombač, Zarabec i Skube. Do tego Blaž Janc, Jure Dolenec czy Blaž Blagotinšek także będą ostoją gry ofensywnej tej drużyny. W bramce Urh Kastelic oraz Urban Lesjak spróbują zagwarantować jakość. Słowenia to jeden z siedmiu faworytów do medalu imprezy, jednak reprezentacja tego kraju również miewa gorsze i lepsze turnieje, więc nie można teraz powiedzieć co zaprezentują.

Czarne konie MŚ w Egipcie

Na pewno do miana czarnego konia należy zdegradować poniekąd kadrę Szwecji. Ekipa Glenna Solberga jeszcze pod wodzą Kristjana Andressona skompromitowała się na ME na własnej ziemi rok temu, co może skutkować mentalną obniżką formy i na tym turnieju, ale mogą zaskoczyć.

Portugalia to ekipa, która robi od dwóch lat prawdziwą furorę i szturmem wbiła się do europejskiej poszerzonej czołówki. Teraz występuje w roli absolutnego czarnego konia, jednak Paulo Pereira będzie musiał to ładnie poukładać pod danych rywali. André Gomes, Alfredo Quintana czy Alexis Borges będą na pewno odgrywali kluczowe role.

Egipcjanie marzą nawet o czwórce. Nierealne? W 2005 też każdy skazywał Tunezję na pożarcie, a udało jej się awansować do półfinału imprezy na własnej ziemi. Rok 2015 i Katar każdy z nas pamięta już doskonale, więc nie można na zimno skreślać drużyny Roberto Garcii Parrondo. W składzie mają chociażby Mohameda Sanada czy Yahie Omara, więc siła rażenia będzie.

Do tego na pewno groźni będą Białorusini, którzy wraz z Karalekiem i Kuleshem będą chcieli powalczyć o jak najlepsze miejsce w swojej grupie. Skreślać też nie można Węgrów czy Islandczyków, którzy z kolei stracili swój motor napędowy – Arona Pálmarssona.

Mistrzostwa, w których wszystko może się zdarzyć i tak naprawdę postawienie na kogokolwiek w czymkolwiek to jak wróżenie z fusów, jednak według pewnego schematu turniej powinien przejść w taki sposób, w jaki opisaliśmy go wyżej.

Zaczynamy więc Mistrzostwa świata w piłce ręcznej!


Mistrzostwa świata. Sprawdź swoją wiedzę (poziom trudny)

Przed państwem trzeci test o mistrzostwach świata. Poziom rośnie i jest trudno! 


Który kraj jako pierwszy spoza Europy organizował mundial?

 Tunezja
 Japonia
 Brazylia
 Egipt