2020-01-09 10:04:43
Michał Szpulak

The final countdown - czas zacząć Mistrzostwa Europy w piłce ręcznej

Każdego stycznia fani piłki ręcznej z całego świata czekają na rozpoczęcie wielkiego turnieju. Naprzemiennie są to w latach parzystych Mistrzostwa Europy i w latach nieparzystych Mistrzostwa Świata. Tym razem wypadło rzecz jasna na czempionat Starego Kontynentu, w którym najlepsze reprezentacje Europy zmierzą się na boiskach w Szwecji, Norwegii i Austrii.

Będzie to zarazem pierwszy turniej o Mistrzostwo Europy w którym wystąpią aż 24 reprezentacje. Po absencji przed dwoma laty tym razem naszej drużynie z trudem udało się dostać na turniej, ale czy to powód do dumy? Nie ma co się oszukiwać, w Szwecji wystąpimy w roli outsidera. Faworytów do tytułu jest co najmniej siedmiu i nie możemy wskazać w tym gronie jednego, zdecydowanego pretendenta do tytułu. Po monopolu reprezentacji Francji żadna z drużyn nie wyrosła na hegemona wszystkich rozgrywek, co oczywiście dodaje atrakcji każdej wielkiej imprezie globu. Do miana takiego imperatora zdecydowanie najbliżej Duńczykom, którzy w fenomenalnym stylu wygrali rozgrywane rok temu Mistrzostwa świata, są również (przynajmniej do sierpnia) Mistrzami olimpijskimi. Tytułu Mistrza Europy bronić będzie reprezentacja Hiszpanii, która dwa lata temu pokonała w Zagrzebiu Szwedów i sięgnęła po swoje pierwsze złoto mistrzostw Europy w historii.

Sprawić niespodziankę i wyjść z grupy

Nasza reprezentacja od dawna nie była aż tak bardzo skazywana na pożarcie, jak przed skandynawsko-autriackim turniejem. Podopieczni Patryka Rombla to obok Łotyszy, Bośniaków, Ukraińców czy Holendrów na papierze najsłabsza ekipa w gronie uczestników, której szanse na wyjście z grupy ocenia się jako iluzoryczne. Polacy mają jednak kilka ogniw, które na pewno będą stanowić o sile zespołu. Przede wszystkim obrotowy Paris SG Kamil Syprzak i prawoskrzydłowy PGE Vive Kielce Arkadiusz Moryto – to na nich będzie spoczywać gra w ataku naszej drużyny. Dodamy do tego całkiem niezły duet bramkarski w postaci Mateusza Korneckiego i Adama Morawskiego i okazuje się, że mamy czym postraszyć. Naszym ogromnym mankamentem jest druga linia, w której brakuje nam nazwisk i graczy, którzy mogą pociągnąć wynik. Piotrek Chrapkowski gry w ofensywie nie pociągnie, a Łangowski, Kondratiuk czy Sićko są mało ograni na międzynarodowej arenie. Środek pola wygląda bardzo przeciętnie, bo wspomniany Adrian Kondratiuk czy Maciej Pilitowski raczej nie gwarantują sukcesu na ten moment. Może 18-letni Michał Olejniczak okaże się objawieniem? W grupie zagramy ze Szwecją, Słowenią i Szwajcarią i wygrana z tą trzecią będzie traktowana w kategorii sukcesu. Chociaż… Słowenia w eliminacjach przegrała z Łotwą, więc może jakaś sensacja?

Dynamit znowu odpali?

Duńczycy stają przed szansą zgarnięcia trzeciego z najważniejszych trofeów w reprezentacyjnej piłce ręcznej. To, co zagrali rok temu na własnych i niemieckich parkietach, było po prostu niewyobrażalne, nieziemskie, oderwane od rzeczywistości. Po tym czasie można dojść do wniosku, że duńskie złoto nie było zagrożone w tamtym turnieju ani przez moment. Tym razem Nikolaj Jacobsen wzbogacony jest o mańkuta, zawodnika Rhein Neckar Löwen Niklasa Kirkelokke, którego z powodu kontuzji zabrakło na czempionacie globu przed rokiem. Mikkel Hansen, Rasmus Lauge, Lasse Svan, Casper Mortensen, Niklas Landin, Anders Zachariassen czy Mads Mensah… od nazwisk w głowie może się poprzewracać. Jednego możemy być pewni – Dania to główny faworyt do złota, jednakże nie zdecydowany, ponieważ lepsze turnieje potrafią przeplatać gorszymi. W grupie Mistrzowie świata i olimpijscy zagrają z Rosją Islandią i Węgrami.

„La Roja” silna jak zawsze

Obrońcy tytułu stają przed bardzo trudnym zadaniem. Chociaż ich kadra jak zawsze wygląda bardzo imponująco, to ostatnie Mistrzostwa świata nie poszły po ich myśli (siódme miejsce). Wydaje się jednak, że Jordi Ribera i tym razem zabrał najmocniejszą ekipę do obrony wywalczonego dwa lata temu w Chorwacji tytułu. Pomóc w tym mają dynamiczne, młode i dobrze uformowane skrzydła, na czele z Ferranem Solé, zawodnikiem Fenix Toulouse czy wschodzącą gwiazdą hiszpańskiego handballu Aleixem Gómezem. Na lewym skrzydle nie zabraknie oczywiście zawodnika Vive Kielce Ángela Fernándeza. Druga linia to skarb Hiszpanów, o który zawsze starają się dbać i umiejętnie selekcjonować najcenniejsze na dany moment diamenty. Alex Dujshebaev (Vive Kielce), Joan Cañellas, Jorge Maqueda czy Dani Sarmiento to prawdziwe gwiazdy grające w europejskiej czołówce. Na bramce jeden z najlepiej obsadzonych duetów na świecie czyli Gonzalo Pérez de Vargas i Rodrigo Corrales – obaj potrafią przesądzić o losach nawet najtrudniejszych meczów. Na kole stary dobry znajomy z Kielc, obrotowy Julen Aguinagalde wspierany przez o sześć lat młodszego Adriána Figuerasa. Bez wątpienia Hiszpania to jeden z głównych faworytów do złota. W grupie „La Roja” zmierzy się z Niemcami, Łotwą i Holandią.

Wielka presja nad Sekwaną

Lata świetności Francuzów oczywiście nie minęły, lata totalnej dominacji na światowej scenie już raczej tak. Przedostatni wielki turniej Nikoli Karabaticia (kończy karierę po Igrzyskach w Tokio) oznacza, że to koniec pewnej ery, daje to do myślenia Didierowi Dinartowi, we Francji zadają sobie pytanie – co dalej? Nieobecność Narcisse'a czy Omeyera dało rade załatać, jednak z Nikolą to nie to samo. Francuzi na ostatnie pięć turniejów wygrali zaledwie jeden i to rozgrywany na własnych parkietach w 2017 roku. Nacisk na wynik jest ogromny, bo przecież co innego może interesować trójkolorowych jak nie złoto? W kadrze raczej stagnacja, chociaż przestawiony na środek rozegrania Romain Lagarde czy Melvyn Richardson może świadczyć o tym, że Francuzi szukają rozwiązania, szukają przyszłości. Kadra wygląda kosmicznie, bo tacy zawodnicy jak wspomniany Karabatić, Dika Mem, Nedim Remili, Vincent Gerard, Ludovic Fabregas, Luca Abalo czy Melvyn Richardson to klasa premium. Brak Timotheya N'guessana może być jednak kluczowy. Cała ta plejada gwiazd ma doprowadzić „Le Bleus” do samego szczytu turnieju.

Gdy światła północy tańczą

Każdy, nawet „niedzielny” kibic handballu wie, czym dla Norwegów jest ta dyscyplina sportu. Piłka ręczna dla tego kraju jest jak koszykówka dla Amerykanów, bądź hokej dla Finów – po prostu religia. Norwegowie w ostatnich latach mają sporo pecha, bo dwukrotnie zostali wicemistrzami świata grając piłkę ręczną nie z tej ziemi. Ich problem polegał jednak na tym, że w finałach także trafiali na kosmitów, w dodatku gospodarzy (Francja 2017 i Dania 2019). Norwegowie na turniej przyjadą dosyć osłabieni. Chorego Bjarte Myrhola ciężko będzie zastąpić nawet o 9 lat młodszym Magnusem Gullerudem, ale mają też na tej pozycji młodego Toma Nikolaisena. Na prawym rozegraniu kolejna absencja gwiazdy Telekomu Veszprem Kenta Robina Tonnesena (zabrakło go także rok temu na MŚ) Zastąpia go inne gwiazdy na czele z Haraldem Reinkindem, Magnusem Rodem czy Eivindem Tangenem. Druga linia ze wspomnianymi wyżej prawymi rozgrywającymi wygląda wręcz kapitalnie, bo dodając do tego Sandera Sagosena, Gorana Johannessena czy Christiana O'Sullivana powstaje nam swojego rodzaju drużyna kompletna. „The nothern lights are dancing” to tekst ze słynnego utworu norweskiej grupy KeiiNO „Spirit to the sky”, która zajęła szóste miejsce w konkursie Eurowizji 2019 w Izraelu. Czy tym razem będzie to taniec zwycięstwa?

„Kowboje” z Bałkanów mogą zaskoczyć

W Dalmacji i w Istrii informacja o niespodziewanym braku Manuela Štrleka w kadrze na turniej zasiała nutkę niepewności. Lewoskrzydłowy poprosił Lino Červara o przerwę, żeby naładować akumulatory przed końcówką sezonu i zbliżającymi się (potencjalnymi) kwalifikacjami olimpijskimi. Chorwaci byli już mistrzami olimpijskimi (dwukrotnie) i Mistrzami świata, jednak nigdy nie sięgnęli po złoto ME. Dwa lata temu we własnych halach drogę do strefy medalowej brutalnie zamknęli im Francuzi, a w kraju ludzie oszaleli ze złości na swoich pupili. Chorwacja od lat próbuje się przedostać do finału wielkiej imprezy, a ostatni raz uczyniła to w roku 2010, kiedy przegrali w Austrii finał z Francją. W kadrze roi się od gwiazd, ale i młodych, ambitnych i krewkich graczy. Lukę Cindricia, Igora Karačicia, Domagoja Duvnjaka, Lukę Stepančicia czy Żeljko Musę wspierać mają młodzi Marin Šipić, David Mandić czy Josip Šarac. W bramce dzielić i rządzić ma natomiast były bramkarz PGE Vive Marin Šego. Chorwacja marzy o złocie, ale obiektywnie to faworyt do medalu.

Powtórzyć wynik znad Wisły

Chociaż na ostatnich turniejach Niemcy zawodzą, to na pewno wspomnieniami sięgają cztery lata wstecz, kiedy to sprawili jedną z największych sensacji w historii piłki ręcznej. Skład niewiele się zmienił, a i ambicje i cele pozostały te same – wywalczyć medal, naljlepiej złoty. Na turniej pojadą w silnym składzie, jednak bez dwóch filarów. Zabraknie Patricka Groetzkiego (decyzja trenera) i Fabiana Wiede (kontuzja i operacja barku). Tobias Reichmann, Timo Kastening czy Kai Häfner spokojnie powinni załatać dziurę. Obsada koła jak zwykle imponująca (Wiencek, Pekeler, Kohlbacher). W bramce niekwestionowanym numerem jeden będzie bramkarz Vive Andreas Wolff. Sporą bolączką Christiana Prokopa będzie obsada środka rozegrania, jednak nasi zachodni sąsiedzi są już do tego przyzwyczajeni. Uniwersalny Paul Drux i młody Marian Michalczik to może okazać si,ę za mało na złoto. Niewątpliwie Niemcy aspirują jednak do najwyższych celów.

Na potop szwedzki się nie zanosi

Drużyna Kristjana Andressona jest niezwykle zmotywowana, aby pierwszy raz od 2002 roku wygrać wielką imprezę. Wicemistrzowie Europy dwa lata temu zaskoczyli, bo nikt nie spodziewał się ich występu nawet w półfinale, a oni dotarli aż do ścisłego finału. W kadrze brakuje może kontuzjowanego Hampusa Wanne czy Kima Anderssona, który zrezygnował z kadry, jednak siła rażenia Szwedów wydaje się być spora. Albin Lagergren, Kim Ekhdal Du Rietz, Jim Gottfridsson czy Andreas Nilsson – to największe gwiazdy ekipy współgospodarzy turnieju. Do tego dodamy kapitalny duet bramkarski Appelgren-Palicka i mamy całkiem pokaźną drużynę. Szwedzi pragną złota podobnie jak Chorwaci czy Niemcy, jednak wiele czynników musi się ze sobą połączyć, aby cel osiągnęli.

„Czarne konie”, które mogą namieszać

Nie wiadomo do końca czy wkładanie Słoweńców do sekcji „Czarne konie” jest posunięciem prawidłowym, bowiem to nazewnictwo prześladuje ich już od Euro 2016 w Polsce. Mają jednak odpowiednią drużynę, aby walczyć o medal. Mackovsek, Zarabec czy Janc mogą gwarantować jakość. Portugalia to absolutny hit ostatnich lat i drużyna, która z roku na rok pnie się coraz wyżej. Absencja Gilberto Duarte (były gracz Orlenu Wisły) może okazać się sporym problemem. Maja jeszcze doświadczonych Joao Ferraza czy Pedro Portelę. Pozostałymi ciekawymi drużynami są na pewno Islandczycy, Węgrzy czy Białorusini. Każda z tych reprezentacji może namieszać w czołówce i nastraszyć hegemonów.

Kto zostanie mistrzem Europy?














Jeżeli chcesz zobaczyć wyniki zagłosuj