2019-01-23 16:56:00
Patryk Dziadura

MŚ 2019: Egipt ogrywa Tunezję w afrykańskim pojedynku

Opór Orłów Kartaginy trwał niespełna pół godziny. Faraonowie mimo depczących po piętach Tunezyjczyków, zrewanżowali się za zeszłoroczny finał afrykańskiego czempionatu, utrzymując szansę, na podreperowanie i tak już imponującego wyniku na mundialu i zagranie o siódme miejsce.

Obie reprezentacje znają się doskonale z Mistrzostw Afryki, gdzie dwa ostatnie finały rozstrzygnęły między sobą - w 2018 roku triumfowała Tunezja, dwa lata wcześniej Egipcjanie. Na mundialu była to dla nich nowość, gdyż na poziomie światowym nie spotkali się od ośmiu lat. Szkoda, że ich mecz nie ma większego znaczenia dla dalszych losów turnieju, bowiem we wspólnym gronie z Brazylią, mogą być uznani do roli czarnego konia turnieju, a już na pewno dali sygnał całemu światu, że prowincjonalny szczypiorniak rozwinął się w ostatnich latach i znów jest groźny dla europejskich potentatów.

REKLAMA

Egipcjanie wylewali siódme poty, żeby przedrzeć się przez obronę aktualnych Mistrzów Afryki. O ile na początku dwubramkowe prowadzenie dały bramki szalejącego na lewym rozegraniu Mosbah Sanai, to Faraonowie błyskawicznie wykorzystali dwie straty w ataku przeciwnika i żadna ze stron nie przechylała szali na swoją stronę przez dłuższy czas. Niestety, po dziesięciu minutach tempo siadło, co rzutowało na spartańską, indywidualną grę, z mnogą liczbą błędów.

Zawodnicy Davida Davisa wyciągnęli wnioski z początku meczu. Zaczęli grać dłużej piłką, nie pozbywali się jej tak szybko jak przeciwnicy, dzięki czemu przejęli prowadzenie od Tunezyjczyków w 24. minucie (8:9). Vis a vis trenera Davisa i jego rodak, Antonio Gerona, nie spodziewał się, że po poproszonej przerwie zupełnie splączą się ręce jego podopiecznym. Szczypiorniści z kraju piramid bezlitośnie wykorzystywali błędy w ataku, koszmarne pomyłki w sytuacjach sam na sam i w zasadzie bez ceregieli schodząc do szatni objęli okazałe prowadzenie.

Piorunujące otwarcie zaliczył Yahia Omar, rzucając trzy bramki z rzędu z wysokości drugiego piętra z atomową prędkością. Nie wtórowała mu reszta drużyny, która albo w sytuacjach sam na sam obijała Ahmeda Bedouiego, albo zupełnie traciła pomysł na skończenie ataku. 21-letni rozgrywający nie mógł w pojedynkę wygrać spotkania, tym samym Tunezyjczycy mimo sporej nieporadności zniwelowali straty w 49. minucie do trzech bramek za sprawą rzutu z siódmego metra Rafika Bacha (17:20)

Kolejna bramka Oussamy Hosniego rozwścieczyła trenera Davisa. Czas wzięty przez szkoleniowca bardziej rozregulował Orły Kartaginy niż dodały skrzydeł jego zawodnikom. Ci sami obrośli w skrzydła błyskawicznie niwecząc pracę Tunezyjczyków, odzyskując w cztery minuty przewagę sprzed przerwy (19:24). Kiedy pięć minut przed końcem wicemistrzowie Afryki osiągnęli najwyższą dotąd przewagę siedmiu goli, kartagińskim Orłom zaczęły wypadać pióra, czego Faraonowie nie mogli nie wykorzystać i w końcówce utrzymali wysokie prowadzenie w małym rewanżu gabońskich Mistrzostw Afryki.

Tunezja - Egipt 23:30 (10:15)

Tunezja: Bedoui, Missaoui - Abdallah 2, Alouni, Bacha 1, Boughanmi 6, Chouiref 3, Hosni 1, Jaballah 1, Jallouz, Jaziri 2, Maaraf, Majdoub, Sanai 5, Soussi 2, Youssef

Kary: Chouiref, Jaziri, Soussi - 2 minuty

Karne: 4/5

Egipt: Eltayar, Handawy - Abdelrahim 2, Abdou, El-Ahmar 6, Elderea 1, El-Masry, El-Wakil, Haggag, Issa 1, Khairy 2, Nawar, Omar 7, Sanad 3, Shebib 4, Zeinelbaedin 4

Kary: Khairy - 4 minuty; Abdelrahim - 2 minuty

Karne: 2/5

fot. J. CROSNIER/France Handball 2017