2017-10-31 10:06:00
Redakcja

Bez tego w handballu ani rusz!

Odwaga to podstawowa cecha, którą chyba każdy ankietowany wymieniłby w kontekście „twardziela”. Jest ona w piłce ręcznej niezbędna, by osiągać znaczące wyniki. Bywa, że rodzice są przerażeni brutalnością piłki ręcznej i rezygnują z posyłania swoich pociech na treningi. Sam spotkałem się z taką sytuacją, gdzie bardzo dobrze zapowiadający się chłopak musiał zrezygnować, ponieważ mama bała się o jego zdrowie. Jednak ci, którzy grają w handball dłużej, zapewne nie zgodzą się z taką oceną sytuacji – i słusznie!

Artykuł reklamowy

 Odwaga, owszem, jest tutaj niezbędna, ale to wcale nie jest brutalny sport. Twardy – jak najbardziej, ale wcale nie brutalny! Niektóre sytuacje mogą wyglądać niebezpiecznie, ale w większości przypadków one tylko tak wyglądają. A piłkarze ręczni, którzy wychodzą na parkiet, są na takie rzeczy przygotowani. Zdarzają się sytuacje niebezpieczne – i tego nie ma sensu ukrywać – ale należą one raczej do rzadkości. Nie mówiąc już o takich tragicznych przypadkach, jak straszny wypadek Karola Bieleckiego, kiedy stracił oko. Tego typu historie mrożą krew w żyłach i tym większy szacunek dla Karola, który nie tylko wrócił do profesjonalnego uprawiania sportu, ale jeszcze w jakim stylu to zrobił! Naprawdę czapki z głów! Na szczęście takie rzeczy dzieją się niesamowicie rzadko. Dotychczas bodajże 2 razy w historii piłki ręcznej taka sytuacja miała miejsce. Oczywiście, wolelibyśmy, by nigdy do tego nie dochodziło, ale biorąc pod uwagę twardość czy „brutalność” tej dyscypliny, można by się spodziewać więcej takich okropnych zdarzeń. Zresztą, niemal każda dyscyplina sportu wiąże się ze sporym ryzykiem zdrowotnym, z bolesnymi zwichnięciami i złamaniami włącznie.

Nie chcemy tutaj nikogo okłamywać (szczególnie rodziców, którzy być może zastanawiają się czy nie posłać swojego dziecka na zajęcia z piłki ręcznej), że to jest absolutnie bezpieczny sport. Jednak prawda jest taka, że w większości sportów można sobie zrobić krzywdę, ale po to się trenuje i przygotowuje fizycznie i technicznie, by to ryzyko możliwie zniwelować. Nieraz to widać w potyczkach piłki ręcznej, jak zawodnik po niesamowicie niebezpiecznie wyglądającej akcji otrzepuje się i za sekundę wraca gotowy do gry! Kibice przecierają oczy ze zdumienia sądząc, że niezbędna będzie interwencja lekarza, podczas gdy zawodnik wstaje gotów do dalszej walki.

Takie sytuacje dotyczą nie tylko zawodników z pola, którzy muszą sporo walczyć, szarpać się, by stworzyć sobie sytuację strzelecką lub takowej zapobiec, ale również bramkarza. On wprawdzie od reszty zawodników oddzielony jest linią pola bramkowego, ale też nie ma lekko. Przede wszystkim tyczy się to rzutów z kontry, koła czy skrzydła, gdzie odległość między nim a rzucającym zawodnikiem wynosi od 3 do 1 metra a nawet mniej. Zdarza się nawet kontakt między rzucającym a bramkarzem, ale i on – między innymi przez odpowiednie przepisy gry – został mocno zniwelowany.

Owszem, jeśli coś pójdzie nie tak, bramkarz może zostać ustrzelony piłką w głowę, otrzymać „cios” w twarz niemal jak w boksie lub nawet zderzyć się ze wskakującym w pole zawodnikiem. Pamiętam taką sytuację z własnego życia, kiedy jako bardzo młody chłopak zostałem trafiony na kontrze przez rosłego, o dwa lata starszego ode mnie zawodnika, prosto w twarz. To był knock-down, po którym na szczęście się podniosłem i po kilku minutach, jak tylko zatamowałem płynącą z nosa krew, wróciłem do gry! Z reguły takie sytuacje tylko bardzo groźnie wyglądają, nie mając negatywnego wpływu na zdrowie, jednak przy bardzo mocnych uderzeniach lub ich sporej liczbie, można zastanowić się nad wykonaniem rezonansu magnetycznego, by mieć pewność, że wszystko jest w jak najlepszym porządku – przecież zdrowie jest najważniejsze. Pocieszający jest fakt, że zdecydowana większość rzutów nie jest specjalnie kierowana w głowę bramkarza, a raczej jest efektem faulu na rzucającym i wynikającym z tego braku precyzji.

Tego typu sytuacje nie są łatwe, ale wystarczy spytać zapalonego handballisty czy po czymś takim chce usiąść na ławce – w 99 proc. przypadków usłyszymy, że nie ma takiej opcji! A to, co z trybun wygląda tak strasznie, dla zawodnika najczęściej tak straszne nie jest. This is handball!

Nie wiemy czy są zawodnicy, którzy w ogóle się nie boją. Nawet tak daleko nie szlibyśmy w tę stronę. Uważamy bowiem, że odwagą nie jest to, że człowiek się nie boi. Odwaga jest wtedy, kiedy człowiek działa mimo strachu. Broń Boże bezmyślnie. Z rozsądkiem i odpowiednim przygotowaniem, bo wtedy ryzyko, którego w pełni nie da się uniknąć, możemy maksymalnie zniwelować. Taką odwagę cenimy, za taką odwagą optujemy i taką odwagę zalecamy.

----

Powyższy tekst jest fragmentem książki „Trening mentalny w piłce ręcznej”. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej odnośnie różnych rodzajów odwagi, które w piłce ręcznej są absolutnie niezbędne (m.in. odwaga w walce wręcz czy odwaga, by wrócić po kontuzji), koniecznie sięgnij po swój egzemplarz!

 

Jakub B. Bączek - Trener mentalny współpracujący ze sportowcami oraz biznesmenami. Autor kilkunastu książek oraz były sportowiec. Zdobywca złotego medalu MŚ w siatkówce w 2014 r. Właściciel kilku firm. Wykładowca MBA.

Daniel Janik - sportowiec (były piłkarz ręczny), trener mentalny, autor publikacji, współautor książki "Trening mentalny w piłce ręcznej" oraz jeden z prowadzących Akademię Trenerów Mentalnych. www.mental-power.pl