2025-02-20
20:45:00

30:28
0:0


Zobacz więcej
2025-02-20
20:45:00

25:24
0:0


Zobacz więcej
2025-02-20
18:45:00

33:32
0:0


Zobacz więcej
2025-02-20
18:45:00

32:27
0:0


Zobacz więcej
2025-02-26
18:45:00

33:30
0:0


Zobacz więcej
2025-02-26
20:45:00

28:28
0:0


Zobacz więcej
2025-02-26
20:45:00

32:29
0:0


Zobacz więcej
2025-02-26
18:45:00

26:27
0:0


Zobacz więcej
2025-02-27
18:45:00

29:29
0:0


Zobacz więcej
2025-02-27
18:45:00

31:27
0:0


Zobacz więcej
2025-02-27
20:45:00

39:29
0:0


Zobacz więcej
2025-02-27
20:45:00

33:37
0:0


Zobacz więcej
2025-03-05
18:45:00

0:0
0:0


Zobacz więcej
2025-03-05
18:45:00

0:0
0:0


Zobacz więcej
2025-03-05
20:45:00

0:0
0:0


Zobacz więcej
2025-03-05
18:45:00

0:0
0:0


Zobacz więcej
2025-03-06
20:45:00

26:35
0:0


Zobacz więcej
2025-03-06
18:45:00

32:37
0:0


Zobacz więcej
2025-03-06
20:45:00

29:29
0:0


Zobacz więcej
2025-03-06
18:45:00

32:33
0:0


Zobacz więcej
2025-02-20

30:28
0:0


Zobacz więcej
2025-02-20

25:24
0:0


Zobacz więcej
2025-02-26

28:28
0:0


Zobacz więcej
2025-02-26

32:29
0:0


Zobacz więcej
2025-02-27

39:29
0:0


Zobacz więcej
2025-02-27

33:37
0:0


Zobacz więcej
2025-03-05

0:0
0:0


Zobacz więcej
2025-03-06

26:35
0:0


Zobacz więcej



2025-11-19 20:30:10
Jan Gąsor

Wysoka wyjazdowa porażka Industrii Kielce. Aalborg zbyt mocny

Mimo dużych nadziei, wielu stuprocentowych szans, a nawet kontuzji kluczowego gracza rywali, Industria Kielce została zmieciona przez duński Aalborg.

Gdy we wtorek grała Liga Europejska, do rundy rewanżowej przygotowywały się ekipy uczestniczące w Lidze Mistrzów. Nadszedł więc i czas na ich spotkania. Na hali zwanej "Gigantium" w Aalborgu, miejscowa drużyna, podjęła się wyzwaniu pokonania polskiej drużyny, Industrii Kielce. W pierwszym meczu, Kielczanie, dwa punkty i zwycięstwo mieli na wyciągnięcie nawet nie ręki, a samego paznokcia. Około ięć sekund przed końcem, prowadzili jednym golem i mieli piłkę. Do tego okazję sam na sam miał Artsem Karalek, ale... wpadł na pomysł przelobowania bramkarza. Ten jednak nie do końca się udał i piłka trafiła do Aalborga... a Ci trafili na remis. Dość kontrowersyjnie, mówi się dużo, że już dawno po syrenie końcowej ale jednak. Gol został uznany i to Duńczycy cieszyli się o wiele bardziej z tego podziału punktów. Obecnie, gospodarze środowego meczu notowali się na drugim miejscu grupy A, posiadając jedenaście oczek. Podopieczni trenera Dujshebaeva natomiast, pomimo widocznej poprawy w grze, nadal okupowali szóste miejsce. Mieli pięć punktów, ale to zdecydowanie za mało, by myśleć o awansie, dlatego kolejne były potrzebne jak tlen. Czy jednak udało im się sprawić niespodziankę w Aalborgu?

Niestety, błyskawicznie zaczęli gospodarze, którzy w trzy minuty, wyszli na trzybramkowe prowadzenie... (3:0). Bardzo źle ten mecz rozpoczął Jorge Maqueda, który zepsuł dwie akcje z rzędu. Goście na pewno chcieli zaciśnić szyki obronne, na linii bramkowej nieźle spisywał się Ferlin. Aalborg trochę przyhamował, a pierwsze trafienie dla Industrii zanotował Vlah. Chwilę później, Żółto-Niebiescy mogli już znaleźć kontakt, ale sytuację sam na sam zepsuł Olejniczak, który zamiast w bramkę, trafił w twarz bramkarza gospodarzy, Niklasa Landina (kara dwóch min. dla Olejniczaka). Ten swoją drogą, radził sobie w bramce jeszcze lepiej niż Ferlin. Murował wręcz stalową konstrukcję swej drużyny. Remis, pojawił nam się na tablicy świetlnej dopiero po upływie dziesięciu minut. Wyrównał Szymon Sićko i mieliśmy po trzy. Co prawda, szybko odpowiedział w pięknym stylu Arnoldsen, lecz również szybko z koła trafił Theo Monar (4:4)! Warto było zaznaczyć, jak w rozegraniu radził sobie Nillson (Aalborg). Wgniatał wręcz w parkiet obrońców z Kielc, mając w dwunastej minucie trzy bramki. Z początku można było mieć wrażenie, że ten mecz wygląda kompletnie inaczej niż poprzedni na Hali Legionów. O wiele aktywniejsza była defensywa duńskiej ekipy, a z tym Industria miała wielkie kłopoty. Kielczanie w chwilę stracili remis, a gospodarze po raz kolejny odjechali. Tym razem, po brawurowej kontrze trafił Munk i mieliśmy 7:4. Talant Dujshebaev stwierdził, że przy takim wyniku trzeba rotować składem. Tak na boisku pojawił nam się Latosiński. Jego waleczność w ataku, nawet zabrała jednego zawodnika lecz... w przewadze popularna "Iskra", dalej miała problemy z trafieniem do bramki Landina. Po ponad kwadransie, faworyci tego meczu prowadzili 8:5.

Jedynie pięć bramek, gdy na zegarze mieliśmy już szesnastą minutę, naprawdę nie mówiło dobrze o Kielczanach. W osiemnastej minucie, gospodarze wyszli na rekordowe +4, dzięki pierwszej bramce Madsa Hangaarda (9:5). Wyglądało to coraz gorzej. Złe chwile przerwali bracia Dujshebaev, którzy rozegrali dwie dwójkowe akcje, niwelując stratę do dwóch goli (9:7). Niestety, poza nimi, inni gracze Industrii, dalej się mylili, notując naprawdę dużo strat. Obraz gry był kompletnie inny niż tydzień temu... Jak szybko strata się zmniejszyła, tak samo wzrosła. Osiem minut przed końcem, naprawdę imponującym rzutem popisał się nam Hoxer. To oznaczało, że Industria znów traciła, aż cztery bramki. Dalej do czynników tego wyniku, zaliczał się trzydziestosześcioletni Niklas Landin. Duńczyk miał blisko pięćdziesięcioprocentową skuteczność obron. To również dużo ważyło na ofensywie Industrii. Kolejnym problemem stało się dwuminutowe wykluczenie Rogalskiego. Od tamtego momentu, Aalborg miał wręcz autostradę do bramki Ferlina. Arnoldsen wraz z Madsem Hoxerem, rozmontowali i tak już cierpiącą linię obronną Industrii. Tym samym wyszli na +5, konsekwentnie powiększając przewagę nad polską ekipą. Cztery minuty przed końcem, po raz kolejny dał o sobie znać Arnoldsen, lecz tym razem nie asystą, a atomowym rzutem. Piłka znalazła idealną drogę do prawego okienka bramki (14:9). Na prawym skrzydle Kielczan pojawił się Jarosiewicz. Można było mówić, że może on da tą jakość w wykańczaniu akcji. Tak jednak się nie działo, bo już w pierwszej akcji trafił w nogę Landina. Koledzy duńczyka ruszyli z kolejną akcją i już prowadzili sześcioma bramkami. Gdy zostały dwie minuty do końca pierwszej połowy, Kielczanie chcieli jeszcze podreperować wynik. Oczywiście, łatwiej było by ruszyć w pogoń po przerwie, ale po prostu nawet na to nie starczało im sił. Całe szczęście, chociaż dziesiątą bramkę zdobył dla Kielc Jarosiewicz, który tym razem już pewnie pokonał Landina. Tak czy inaczej, pierwsza połowa, kompletnie do zapomnienia dla Industrii. Skończyła się wynikiem, 16:10...

Druga połowa rozpoczęła się wręcz identycznie jak pierwsza. Od dominacji Aalborga. Lukas Nillson podwójnie zaskoczył obronę Industrii i mieliśmy 18:10. Wyglądało na to, że Kielczanie nie wyciągnęli w przerwie jakichkolwiek wniosków. Ich gra, w porównaniu do zeszłego tygodnia dalej szokowała, ale w tym negatywnym słowa znaczeniu. Gdy jednak odrobili dwie bramki i zaczynali się rozpędzać, ataku na szyję rywala dokonał Theo Monar. Francuz spowodował, że Industria znów była w rozsypce. To dość smutne, ale już na początku drugiej części przy takim obrocie spraw, nawet ławka gości nie reagowała zbyt emocjonalnie na trafienia swych kolegów. Oczywiście, te padały rzadziej niż te duńczyków, ale nawet jeśli... to i tak radości nie było żadnej. Co prawda, organizacja drużyny Simona Dahla, była genialna. Nie zmieniało to faktu, że brakowało nam Industrii sprzed kilku dni. Po upływie czterdziestu minut, ubrani na czerwono gospodarze, powrócili na +9 z pierwszej części. Po fatalnym błędzie Monara, pierwszy raz w tym meczu trafił Antonsen. Tamta akcja, jedynie pokazywała dokładnie, poziom gry Kielczan tego wieczoru. Morawski, który zmienił Ferlina, również na wiele się nie zdał. Zdecydowanie nie miał dnia i rzadko kiedy interweniował. W czterdziestej trzeciej minucie, kolejną bombą popisał się Arnoldsen. Niestety, przepłacił to zdrowiem, bo po rzucie zwijał się z bólu, trzymając swoje kolano. Na parkiet już nie wrócił, a na jego miejsce pojawił się Knorr. Niemiec równie dobrze zabawiał się z Kielczanami, robiąc z nich wręcz... pachołki treningowe. Kwadrans przed końcem, Aalborg prowadził 25:16. 

Ostatnie piętnaście minut, lepiej rozpoczęli Kielczanie. W bramce znów zameldował się Ferlin, a sama w sobie drużyna grała nieco szybciej. Niestety, ale czasu było po prostu malutko. Nieco częściej mylił się m.in Knorr, co wykorzystywały Kielce. W szybkich kontraatakach rzadko im coś wychodziło, ale zdecydowanie więcej pomysłów mieli w grze taktycznej. Spokojne ataki im wychodziły, a sami się po prostu nie śpieszyli. Wiadomo, zawsze można było próbować, ale najwidoczniej Industria liczyła na po prostu podreperowanie wyniku i powolne dojechanie do mety tych zawodów. Industria zdecydowanie za dużo grała na Karalka, to trzeba było powiedzieć otwarcie. Aalborg już rozczytywał każdą taką próbę i w najlepszej sytuacji kończyło się to karnymi. Tu znalazł się jeden plus, Szymon Sićko w tym fragmencie gry, nie pomylił się ani razu. Tak było też pięć minut przed końcem, gdy trafił na 32:25. Trochę ostrej walki, Industria pokazała nam już w ostatnich minutach. Szarpali się w obronie, trzymali Knorra czy Sagosena. Ci jednak nie wiele z tego sobie robili, a ten pierwszy znów zaczął nałogowo wręcz trafiać w bramkę Ferlina. Ostatnie trafienie dla Industrii, dwie minuty przed końcem zaliczył Alex Vlah. Mieli potem jeszcze dwie akcje, ale te się nie powiodły. Po stronie Aalborga, wynik ustalił Möller (34:27).

Aalborg Håndbold - Industria Kielce 34:27 (16:10)

CZYTAJ: Sesja przedszkolna Żaneta Kosmala Fotograf Kielce