2024-02-15 22:27:47
Eryk Jaśkowiak

Orlen Wisła pokonana przez obrońcę tytułu. Dobra pierwsza połowa nie wystarczyła na SC Magdeburg

Dobre pierwsze trzydzieści minut nie wystarczyło na zeszłorocznego zwycięzcę Ligi Mistrzów i obecnego lidera Bundesligi. Rozpędzony SC Magdeburg wykorzystał każde najmniejsze potknięcie wicemistrzów Polski i w drugiej połowie pokazał swoją klasę.

Rywalizacja zwycięzcy Ligi Mistrzów i drużyny wicemistrza Polski kończyło polsko-niemiecką batalię w europejskich pucharach w tym tygodniu. Po zwycięstwie Górnika Zabrze i remisie Industrii Kielce, kibice płockiej Wisły liczyli na sprawienie niespodzianki i urwanie punktów wiceliderowi grupy B.

Spotkanie rozpoczęło się od dwóch celnych rzutów Tina Lucina. Gospodarze próbowali przedrzeć się przez defensywę Nafciarzy, co udało się dopiero w trzeciej akcji, wywalczając jednocześnie rzut karny. Piłkę z siódmego metra umieścił w bramce Omar Magnusson. Kolejne minuty to świetna gra Tina Lucina, który do szóstej minuty spotkania miał już na koncie cztery bramki. Obecni obrońcy tytułu trzymali się blisko drużyny wicemistrza Polski, lecz nie potrafili wyrównać stanu spotkania i do 10. minuty goście prowadzili 4:6, co było między innymi efektem udanych interwencji Marcela Jastrzębskiego.

Zespół Xaviera Sabate doskonale radził sobie tego dnia w defensywie. Mimo tego, w 19. minucie karę wykluczenia otrzymał Przemysław Krajewski, a grę w przewadze wykorzystali zawodnicy Benneta Wiegerta, doprowadzając do remisu 9:9. 23. minuta to moment, w którym drużyna z Mazowsza grała w podwójnym osłabieniu. Kary, w odstępie kilkunastu sekund, otrzymali Tomas Piroch oraz Leon Susnja. Wydawało się, że SC Magdeburg wykorzysta ponownie grę w przewadze, lecz goście wyszli z tej całej sytuacji obronną ręką. Po trafieniach Fazekasa i Susnji, Nafciarze wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Po bramkach Magnusa Jensena i Lukasa Mertensa zrobilo nam się 13:14.

Akcję w ataku zaprzepaścił Gergo Fazekas, który dokonał faulu ofensywnego. W tym momencie jego lewa ręka skierowana była na twarz defensora drużyny gospodarzy, co wychwyciły francuskie sędziny - siostry Bonaventura. W czasie, gdy o przerwę na żądanie poprosił szkoleniowiec Magdeburga, dokonano wideoweryfikacji, na podstawie której uznano, że faul w ataku Fazekasa zasługiwał na czerwoną kartkę.

Obecny lider Bundesligi miał kilka sekund na przeprowadzenie skutecznej akcji, lecz rzut z długiego dystansu zatrzymał Marcel Jastrzębski. Do przerwy - 13:14.

Drugą połowę spotkania Nafciarze rozpoczęli od trzech chybionych rzutów oraz dwóch błędów technicznych. Skrzętnie wykorzystali to gospodarze, którzy wyszli na prowadzenie 16:14. Szybko o czas poprosił trener Orlen Wisły Płock. Pierwsze trafienie dla gości w drugiej połowie nadeszło dopiero w 37. minucie, po udanej akcji Tomasz Pirocha. Zmorą pierwszych minut gry dla płocczan był w bramce Nikola Portner, który zmienił między słupkami Sergeya Hernandeza. Trzy bramki przypisał sobie Tim Hornke, który w 40. minucie gry rzucił na 20:17. Chwilę później Nafciarze zaczęli gonić wynik, lecz dystans między obiema ekipami utrzymywał się dalej na poziomie trzech trafień. Na kwadrans przed końcem spotkania, szanse na powrót do walki o punkty zaczęły się oddalać. Dwa chybione rzuty Dawydzika oraz dwa błędy techniczne Pirocha i Zhitnikova spowodowały, że na dziesięć minut przed końcową syreną mieliśmy rezultat 24:19.

Jakby mało mieli problemów zawodnicy Orlen Wisły Płock - chwilę potem karę wykluczenia za złą zmianę otrzymał Dawid Dawydzik. Było już wiadomym, że płocczanie nie wygrają tego spotkania i pozostanie tylko walka o jak najmniejszy rozmiar porażki.

Orlen Wisła Płock, po dobrej pierwszej połowie, przegrała z obrońcą tytułu Ligi Mistrzów. Gra Nafciarzy w drugiej części spotkania kompletnie się rozjechała, co przełożyło się na końcowy wynik 28:22.

SC Magdeburg - Orlen Wisła Płock 28:22 (13:14)

Fot.: Orlen Superliga / informacja prasowa