2023-08-23 15:30:23
Eryk Świrkula

Najciekawsze transfery tego lata. SG Flensburg-Handewitt chce powrócić na tron

Ostatni znaczący sukces klubu znad fiordu miał miejsce w 2019 roku. Udało mu się wtedy zdobyć mistrzostwo Niemiec oraz wygrać Superpuchar Niemiec. Nie oznacza to jednak, że w następnych latach klub popadł w marazm. W końcu dwukrotnie zdobywał wicemistrzostwo kraju. Jednak w dwóch poprzednich sezonach brakowało nie tylko kropki nad „i”. Brakło również kreski, nad którą można by tę kropkę postawić. Oczywiście czwarte miejsce w Bundeslidze to świetny wynik, ale ambicje klubu, który w 2014 roku wygrywał Ligę Mistrzów są zdecydowanie wyższe. I choć odświeżona kadra na nadchodzący sezon prezentuje się wyśmienicie, ma również jedną, dużą wadę.

Powrót legendy

Po nieudanych wojażach między innymi w Szwecji, Słowenii czy na Węgrzech, Ljubomir Vranjes zdecydował się na powrót do miejsca, w którym ma status legendy. Szwed serbskiego pochodzenia reprezentował barwy Flensburga najpierw jako zawodnik (2006 – 2009), a następnie jako trener (2010 – 2017). To właśnie pod jego wodzą klub zdobył jedyne w swojej historii trofeum Ligi Mistrzów. Tym razem „Ljubo” objął jednak inną rolę, utworzoną w klubie specjalnie dla niego – został dyrektorem sportowym. Jego obowiązki są więc znacznie różne od tych na stanowisku trenera. Poza doglądaniem pracy sztabu szkoleniowego, zajmuje się również wieloma sprawami spoza boiska i nadzoruje rozwój akademii. Ostatnim miejscem, w którym piastował funkcję trenera jest francuski USAM Nimes Gard. Tam za sterami radził sobie całkiem nieźle, jednak w czerwcu ogłoszono rozwiązanie kontraktu na jego prośbę. I tak właśnie Vranjes wrócił do miejsca, w którym osiągnął najwięcej. Mimo wielu zawodów, jakie sprawił w ostatnich latach, wciąż jest to postać z wielkim doświadczeniem. Zarząd klubu świadomy zarówno jego wad jak i zalet, utworzył dla niego stanowisko, na którym będzie mógł najlepiej wykorzystać swoje mocne strony.

Duńska kolonia

Nic dziwnego w tym, że w klubie z Flensburga od zawsze ważne role odgrywali Duńczycy – w końcu Flensburg leży tylko kilka kilometrów od duńskiej granicy. Nadchodzący sezon nie będzie inny. W kadrze znajduje się aż siedmiu zawodników z tego kraju. Co więcej, nowy trener Nicolej Krickau i trener bramkarzy Michael Bruun również są Duńczykami. Krickau to zaledwie 36-letni trener, dla którego przenosiny do Flensburga to pierwsze zagraniczne wyzwanie w karierze. Poprzednio prowadził duńskie GOG, za którego sukcesy jest odpowiedzialny. Pod jego wodzą GOG dwukrotnie zdobyło mistrzostwo kraju (w sezonach 2021/22 i 2022/23) oraz z powodzeniem występowało na parkietach EHF Cup, Ligi Europejskiej i Ligi Mistrzów. Nowe wyzwanie na pewno ułatwią mu transfery, przeprowadzone jeszcze przed podpisaniem z nim kontraktu. Z jego poprzedniej drużyny do Flensburga dołączyli również tegoroczni mistrzowie świata: Simon Pytlick i Lukas Jørgensen. Obaj wciąż młodzi (23 i 24 lata) i obaj będący jednymi z głównych przyczyn sukcesów GOG. Zarówno Pytlick jak i Jørgensen znajdują się w top 10 najbardziej bramkostrzelnych zawodników Ligi Mistrzow 2022/23. Pytlick z dorobkiem 92 bramek (5.4 bramki na mecz) zajął 5 miejsce. Natomiast Jørgensen zamyka zestawienie ilością 85 bramek (4.72 bramki na mecz), co na pozycji obrotowego jest wyjątkowym wynikiem. Innymi obecnymi w składzie aktualnymi mistrzami świata są: Johan Hansen, Mads Mensah Larsen, Kevin Møller i Emil Jakobsen. Można więc powiedzieć, że Flensburg dysponuje składem niemalże mistrzowskim.

Nie tylko Duńczycy

Choć patrząc na ostatnie lata nietrudno o taki wniosek, okazuje się, że do Flensburga przychodzą też zawodnicy z innych klubów niż GOG. Do wikingów dołączyli również Kay Smits, Blaž Blagotinšek i Aksel Horgen. Ciekawa historia wiąże się z transferem Holendra. Podpisanie kontraktu ze Smitsem ogłoszone zostało już we wrześniu. Ze względu na doskonałą formę Magnussona, w Magdeburgu pełnił rolę rezerwowego, grając niekiedy zaledwie po 10 minut na mecz. Jednak gdy po Mistrzostwach Świata okazało się, że Islandczyk z powodu kontuzji nie zagra do końca sezonu, Smits zaczął odgrywać pierwszoplanową  rolę w zespole. Niemal w pojedynkę wyeliminował Orlen Wisłę Płock w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, by w turnieju Final Four rzucić 20 bramek i poprowadzić SC Magdeburg do tytułu najlepszej drużyny w Europie. Transfer, po którym miał dopiero prawdziwie rozwinąć skrzydła i pokazać na co go stać, zmienił się w prawdziwą bombę oraz powód, dla którego zarząd Magdeburga może pluć sobie w brodę i żałować utracenia zawodnika tego kalibru. Z kolei Blagotinšek to już doskonale sprawdzony i znany pod każdym kątem gracz. Specjalizujący się w defensywie, ale i potrafiący zdobywać bramki z koła Słowieniec ostatni rok spędził w Göppingen. I choć jego klub zaprezentował się w poprzednim sezonie zdecydowanie poniżej oczekiwań, on mógł ten sezon poświęcić na zapoznanie się z bundesligową rzeczywistością i przetarcie nowych szlaków. Doświadczenie zbierane przez lata gry w Veszprem oraz nabyta ostatnio znajomość niemieckich parkietów z pewnością wyposażyły go w odpowiednie umiejętności do stanowienia pewnego punktu obrony Flensburga. No i na koniec – Norweg Aksel Horgen. Dwunasty pod względem rzuconych bramek (48 ze skutecznością 72,7%) wśród prawoskrzydłowych w lidze duńskiej. Nie jest to powalający wynik, ale nie jest też najgorszy, plasuje się w górnej części stawki. W sezonie 2018/19 jeszcze w barwach Draamen HK zdobył nagrodę dla najlepszego gracza norwskiej Eliteserien i zajął pierwsze miejsce w grupie C Ligi Mistrzów (notabene w następnej rundzie Draamen HK odpadło po dwumeczu z Orlen Wisłą Płock). Trzy ostatnie lata spędził w Bjerringbro-Silkeborg Håndbol, z którym co roku grał w eliminacjach Ligi Europejskiej. Na swoim koncie ma także 4 występy w reprezentacji Norwegii. Z pewnością nie jest to topowy zawodnik na swojej pozycji, jednak obycie w grze międzynarodowej i ambicje regularnej gry w reprezentacji, czynią z niego jakościowego zmiennika dla Johana Hansena.

Faworyci Ligi Europejskiej?

Jako najsilniejsza liga świata, Bundesliga ma to do siebie, że w Niemczech stawiana jest za priorytet. Pamiętamy chociażby sytuację kiedy to Rhein-Neckar Löwen na mecz 1/8 Ligi Mistrzów w Kielcach wystawiło swoje trzecioligowe rezerwy, bo w tym samym terminie do rozegrania był ligowy mecz z THW Kiel. Dlatego nie powinna dziwić sytuacja, w której Flensburg mecze niższej rangą Ligi Europejskiej będą momentami traktować jako „aktywną regenerację” albo dodatkowy trening, podczas którego będzie można ćwiczyć nowe rozwiązania taktyczne, a więcej szans otrzymają zmiennicy. Nie można jednak zakładać, że całkowicie odpuszczą te rozgrywki. Po prostu trzeba mieć świadomość, że czasem może podwinąć im się noga. Jednak gdyby odsunąć na bok myśli o podejściu niemieckich zespołów do europejskich pucharów, Wikingowie jawią się jako jeden z faworytów do wygrania tych rozgrywek. Ba, gdyby brali udział w Lidze Mistrzów, również stawiano by ich wśród najlepszych. Ale wracając do Ligi Europejskiej – grupa, w której się znaleźli nie należy do najłatwiejszych, ale też nie będzie spacerkiem. Elverum i Kadetten Schaffhausen to uznane w europejskim handballu marki i choć nigdy do najlepszych nie należały, z pewnością będą potrafiły wykorzystać popełnione przez Flensburczyków błędy. Natomiast czarnogórskie HC Lovcen-Cetinje zapowiada się na grupowego dostarczyciela punktów, którego sukcesem będzie cokolwiek poza sześcioma przegranymi.

Czy starczy im sił?

I właśnie tutaj przechodzimy do wspomnianej na samym początku wady. W tym momencie kadra Flensburga składa się z piętnastu zawodników. W tym tylko sześciu rozgrywających. A do protokołu meczowego wpisanych może zostać szesnastu zawodników.  Dla porównania z innymi topowymi zespołami utworzyłem prostą tabelkę.

Od razu widać, że we Flensburgu na nadmiar rozgrywających nie narzekają. Oczywiście każdy z nich jest prezentuje wysoką jakość. Jednak nawet topowi zawodnicy potrzebują czasem odpocząć i się zregenerować. A przy napiętym kalendarzu rozgrywek nie tylko klubowych, ale też reprezentacyjnych (chociażby Mistrzostwa Europy 2024 mające miejsce już w styczniu), czas na regenerację jest mocno ograniczony. Co więcej, bardzo szybki styl gry preferowany przez trenera Krickaua obciąża zawodników jeszcze bardziej. Skutki takiego grania można było zobaczyć w zespole z Magdeburga, kiedy to po dwóch sezonach „zajeżdżania” zawodników, Magnusson i Saugstrup musieli poddać się operacjom. W przypadku zwycięzców Ligi Mistrzów nie było to jednak na tyle odczuwalne, z powodu klasowych zmienników, którzy godnie zastępowali kontuzjowanych kolegów. Co jednak gdy Kaya Smitsa dopadnie jakiś uraz? Czy Teitur Einarsson, który w poprzednim sezonie Bundesligi zdobył 34 bramki na skuteczności niecałych 48%, będzie w stanie zastąpić go na odpowiednim poziomie na dwóch frontach? W wywiadzie dla podcastu Uninformed Handball Hour, Nicolej Krickau przyznał, że mała ilość zawodników to ich największy problem. Powiedział również, że w zależności od sytuacji na boisku czasami będzie mógł pozwolić sobie na większe rotacje, ale niekiedy będą zdarzały się mecze, gdzie będzie zmuszony do wykorzystywania jedynie 8-9 graczy. Takie spotkania stanowić będą ogromne wyzwanie nie tylko dla trenera, ale przede wszystkim dla organizmów zawodników.

Potrzeba zgrania

W czasie okresu przygotowawczego klub z Flensburga rozegrał pięć meczów sparingowych. Zaczął od niewielkiej, ale spokojnej wygranej 34:29 z drugoligowym VfL Lübeck-Schwartau, by już w swoim drugim meczu towarzyskim przegrać dwoma bramkami z… GOG Gudme. Następnie ponowne spotkanie z mistrzami Danii i tym razem wygrana 37: 31. Na koniec gładkie zwycięstwo nad duńskim Sønderjyske i przegrana 29:34 z wicemistrzem Danii - Aalborgiem. Wniosek, którym po ostatnim meczu podzielił się trener Krickau jest następujący: do perfekcji jeszcze dużo brakuje, a czas pozostały do startu ligi trzeba wykorzystać na lepsze zgranie się między członkami drużyny.

Argumenty są, rzeczywistość zweryfikuje

Gdyby wszystko ułożyło się idealnie - zawodnicy rozumieliby się na boisku perfekcyjnie, a wszelkie urazy by ich omijały, SG Flensburg-Handewitt byłby najpoważniejszym kandydatem do zwycięstwa w Bundeslidze. Inne zespoły co roku walczące o tytuł Mistrza Niemiec głównie osłabiły się przed tym sezonem, nie ściągając odpowiednich zastępców, lub pozostały na tym samym poziomie, nie gwarantując sobie porządnych wzmocnień. Natomiast we Flensburgu mimo odejścia kilku znaczących zawodników, stworzyła się pełna talentu, umiejętności i Mistrzów Świata ekipa, dowodzona przez młodego i ambitnego trenera. Piłka ręczna, a w szczególności w niemieckim wydaniu, to sport zaskakujący i nieprzewidywalny. Jednak jeśli Nicolej Krickau zdołał odpowiednio poukładać klocki i przygotować swoich graczy fizycznie, Flensburg już za niecały rok może cieszyć się z powrotu na szczyt.

Fot. www.sg-flensburg-handewitt.de