2019-03-17 15:30:00
Patryk Dziadura

Brawurowy pościg Arki zakończony fiaskiem. Stal uratowała trzy punkty

Cóż to była za druga połowa... Mielczanie prowadząc dziesięcioma bramkami nieomal oddali zwycięstwo zaskakująco pobudzonym gdynianom. Gospodarzom sił starczyło niemal do końca spotkania, jednak nie sprostali Stali, przegrywając mecz na dnie tabeli Superligi.

Mimo, iż dwie najniżej notowane drużyny są już pewne gry o utrzymanie, to spotkanie z pewnością miało charakter wojny psychologicznej. Przed fazą spadkową zwycięzca mógł mieć przewagę mentalną, a ta skłaniała się bardziej w kierunku "Czeczeńców", którzy po odświeżeniu ławki trenerskiej, optycznie zyskali sporo dobrego w swojej grze.

REKLAMA

Nieznaczną przewagę dwóch bramek wykreowali sobie właśnie przyjezdni. Długo rozgrywane akcje wydawały się ich mocną stroną, a najlepiej odnajdywał się w nich wówczas Michał Wypych. Po dziesięciu minutach szyki nieco się poluzowały, co skłoniło Bartosza Kowalczyka do podwyższenia rezultatu na 3:6 po przełamaniu gdyńskiej obrony. W wyrównanej walce z pewnością przeszkadzały Arkowcom wykluczenia, którzy raz po raz łapali Robert Jasowicz i Krzysztof Kamyszek, będący jeszcze przed kwadransem zagrożony wykluczeniem z całego meczu.

Paradoksalnie mielczanom odcięło prąd kiedy wyszli na prowadzenie 7:12 w 19. minucie. Gdynianie w dwie minuty rzucili trzy bramki z rzędu i wykluczyli na dwie minuty Kowalczyka. Chwilowe niedotlenienie szybko ukrócili Wypych i środkowy rozgrywający Stali. To zupełnie rozbiło miejscowych, którzy stracili sześć goli, ani razu nie pokonując Tomasza Wiśniewskiego, notującego 48 procent interwencji do przerwy. Taka przewaga wydawała się już nie do odrobienia dla podopiecznych Dawida Nilssona.

Mielczanie zbyt szybko uwierzyli, że mecz został przez nich wygrany, bowiem w ciągu ośmiu minut stracili sześć goli z rzędu oddając gospodarzom piłki w kuriozalny sposób (17:21). Przerwa na życzenie trenera Michała Przybylskiego i podwójne wykluczenie gdyńskich graczy nie powstrzymało ich przed brawurową szarżą, utrzymując ponad kwadrans przed końcem zmniejszoną stratę (19:24). Mało tego, impuls do dalszej walki dał obroniony rzut karny Piotra Krępy przez Macieja Pieńczewskiego oraz późniejszego dobitkę mieleckiego kołowego.

Robert Kamyszek włączył piąty bieg i w pojedynkę zmniejszył straty do stanu 21:24. Wola walki Pomorzan była imponująca. Mimo dziesięciu bramek straty od wyniku 11:21, absolutnie nie godzili się z beznadziejną sytuacją do jakiej doprowadzili do przerwy. Mielczanie w końcu się ocknęli i dziesięć minut przed końcem wynik wahał się ledwie między trzema-czterema bramkami różnicy. Wejście Mateja Sarajlicia dało nowe siły  gościom i szansę na utrzymanie, zdawałoby się, pewnego zwycięstwa. W 58. minucie Piotr Rutkowski nie wykorzystał rzutu z siódmego metra, a w odpowiedzi Krzysztof Jasowicz zdobył bramkę na wynik 30:32. Emocje definitywnie opadły, gdy ponad minutę przed końcem za niewykorzystanego karnego zrehabilitował się Rutkowski, a grająca w osłabieniu Arka nie była już w stanie uratować spotkania.

Arka Gdynia - SPR Stal Mielec 30:35 (11:20)

Arka Gdynia: Pieńczewski, Zimakowski - Całujek, Czaja, Ćwikliński 3, Jamioł 1, Jasowicz 5, Kamyszek 7, Przysiek 7, Rychlewski 6, Skwierawski, Wolski 1, Wołowiec

Kary: Kamyszek - 4 minuty; Czaja, Jasowicz, Przysiek, Rychlewski - 2 minuty

Karne: 5/9

SPR Stal Mielec: Andelić, Witkowski, Wiśniewski - Dutka, Grzegorek, Kowalczyk 5, Krajewski 2, Krupa 3, Krępa 7, Mochocki 3, Rutkowski 4, Sarajlić 4, Skuciński 2, Wilk 1, Wypych 4

Kary: Dutka, Kowalczyk - 2 minuty

Karne: 5/5