2018-11-11 14:30:00
Patryk Dziadura

Gwardia zdobyła Gdańsk! Czwarte z rzędu zwycięstwo opolan

Zwroty akcji, piękne bramki, indywidualne popisy - 11 listopada otrzymał mecz godny swojego święta. Obie drużyny nie pozwoliły choć na chwilę zmrużyć oka. Zwycięsko z pojedynku wyszli Gwardziści, którzy wygrali 25:28.

Choć ciężko w to uwierzyć, ale ostatnie zwycięstwo w najwyższej klasie rozgrywkowej gdańszczan nad Gwardzistami miało miejsce 1 maja 2004 roku - przeszło ponad czternaście lat temu. Fakt, że po tym spotkaniu w Superlidze nie spotykali się ze sobą przez kolejnych dwanaście lat, to jednak zawodnicy Wybrzeża swoje potyczki w zawodowej lidze pamiętali i chcieli przełamać tę nieszczęśliwą passę porażek z opolską siódemką.

REKLAMA

Oprawa meczu nie mogła dziwić. Kotyliony na koszulach sztabów szkoleniowych drużyn, białe i czerwone trykoty zawodników z podobizną marszałka Józefa Piłsudskiego i punkt obowiązkowy Mazurek Dąbrowskiego. Do tego pięknych okoliczności brakowało jeszcze piękniejszego meczu, który kapitalnymi bombami zaczęli Ramon Oliveira i Przemek Zadura. Gorące głowy gdańszczan ugasili kontrami Maciej Zarzycki i Karol Siwak, podwyższając po trzech minutach na wynik 1:3. Wściekły trener Lijewski wziął czas po zupełnie niewykorzystanej grze w przewadze i podwyższeniu Zadury na 3:6. Choć minęło raptem dziesięć minut, a ten fragment obfitował w sporą liczbę niecelnych rzutów, absolutnie nie mogliśmy się gniewać na zawodników, którzy utrzymywali niesamowite tempo, kończąc akcje po krótkich rozegraniach i fantastycznie rozbijając kontrataki.

W barwach gospodarzy zachwycał Ramon Oliveira, który demolował zwinnością, pomysłem, a przede wszystkim celnością opolską obronę, do przerwy rzucając siedmiokrotnie. Wbrew temu co wyczyniał Brazylijczyk, Patryk Mauer dał kolejne światło ostrzegawcze gospodarzom, kiedy to z rzutu karnego powiększył przewagę na dziewięć minut przed przerwą (8:12). To wystarczyło, żeby Piotr Papaj, Michał Bednarek i wspomniany rozgrywający z kraju kawy poprowadzili ułańską szarżę doprowadzając do wyrównania, a zostały jeszcze cztery minuty do końcowej syreny. Gwardziści kompletnie stracili impet, wyglądali na zmęczonych i ciężka praca, którą wykonali w pierwszej części spotkania zniweczyli beznadziejnymi ostatnimi minutami. Nie zmarnował tego Adrian Kondratiuk, który z siódmego metra wyprowadził na prowadzenie Wybrzeże.

Niecałej minuty po przerwie potrzebowali goście, żeby odzyskać prowadzenie po kontrze Michała Lemaniaka. Gdańszczanie niemiłosiernie męczyli się w ataku, bo podopieczni trenera Kuptela wykonywali katorżniczą pracę w obronie. Mimo tego, od 31. minuty wynik wahał się wyłącznie między kontaktem, a dwubramkowym prowadzeniem Gwardii. W końcu przełamanie dał rewelacyjny w drugiej połowie Artur Jankowski, który kwadrans przed końcem trafił na 17:20. Jednak opolan znowu dopadł wirus z pierwszej połowy, bo Kamil Adamczyk, który dobrze zastąpił Ramona Oliveirę, przyczyniając się do kontaktu w 49. minucie.

Gdańszczanie zamiast pójść za ciosem, zmarnowali doskonałe szanse na utrzymanie szans na zwycięstwo. Najpierw Komarzewski został powstrzymany w kontrataku przez Macieja Zembrzyckiego, a chwilę później Salacz w sytuacji sam na sam obił poprzeczkę. Kiedy w 59. minucie Kamil Mokrzki rzucił na 24:27, było już pewne kto zwycięsko wyjdzie z prestiżowej batalii.

Energa Wybrzeże Gdańsk - KPR Gwardia Opole 25:28 (13:12)

Energa Wybrzeże Gdańsk: Chmieliński, Witkowski - Adamczyk 3, Bednarek 1, Gajek, Gajdek, Komarzewski 1, Kondratiuk 4, Oliveira 7, Papaj 1, Prymlewicz 2, Rutkowski, Salacz 3, Sulej 2, Wołowiec, Wróbel 1

Kary: Salacz - 2 minuty

Karne: 3/3

KPR Gwardia Opole: Malcher, Zembrzycki - Jankowski 4, Kawka, Klimków, Lemaniak 1, Łangowski 2, Mauer 3, Milewski, Mokrzki 2, Morawski, Siwak 3, Tarcijonas 3, Zadura 5, Zarzycki 5, Zieniewicz

Kary: Zadura - 4 minuty; Jankowski - 2 minuty

Karne: 3/4