2018-10-17 20:10:00
Patryk Dziadura

Rozpacz w Kaliszu. NMC Górnik wygrywa dopiero po rzutach karnych

Od 13:5 do 21:24 - tylko kaliszanie wiedzą jak mogli pozwolić na utratę niemal pewnego zwycięstwa. Globalnie patrząc niespodziewanie doprowadzili do karnych, które ostatecznie z kretesem przegrali, marnując dwie pierwsze próby. Dla obu drużyn był to pierwszy remis w zawodowej lidze.

Kaliszanie po rewelacyjnej wiośnie, okraszonej wejściem do ćwierćfinału po barażach z Zagłębiem Lubin, w obecnym sezonie nie potrafią udźwignąć ciężaru jaki nosi mityczny już "drugi sezon bieniaminka", o którym zwykło się mawiać, że jest trudniejszy od pierwszego. Trener Rusek w kampanii 2018/2019 poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa tylko dwa razy po siedmiu kolejkach, a rok temu po takiej samej liczbie serii, mieli tych zwycięstw cztery. Ciężko zatem było kończyć rozgrywki przed przerwą reprezentacyjną, kiedy na przeciwko nich stanął Górnik, który szedł po siódmą z rzędu wiktorię.

REKLAMA

Łukasz Zakreta od pierwszych minut dał gościom z Zabrza do zrozumienia, że zwycięstwo tu nie będzie łatwe. Najpierw znakomicie obronił rzuty Jurija Gromyko i Michała Adamuszka rzut karny Bartłomieja Tomczaka, wieńcząc to trafieniem do siatki jego vis a vis Martina Galii w dziewiątej minucie i wyprowadzając kaliszan na prowadzenie 5:2. Gospodarze na tym nie poprzestali idąc za ciosem i dorzucając jeszcze dwie bramki. W środku pierwszej połowy sporo zamieszania. Wykluczenia dostali Tatarincew, Drej i Misiejuk, a szarżujący MKS nieco zboczył z dobrego kursu. Górnik wciąż jednak wydawał się bezradny wobec Zakrety, który wręcz ośmieszał ataki zabrzańskich zawodników, utrzymując na długo wypracowaną przewagę pięciu goli.

Kiedy siły się wyrównały, gospodarze znowu parli po coraz wyższe prowadzenie. Marek Szpera w 17. minucie podwyższył na stan 10:4, kilka minut później Artur Klopsteg i Dzianis Krytski ponownie zwiększyli szansę na wygraną rzucając na 13:5. Zabrzanie byli kompletnie rozbici, kaliski bramkarz co rusz zniechęcał gości do walki fantastycznymi paradami, tym samym już po dwudziestu minutach wydawało się, że kaliszanie mają niemal pewne, sensacyjnie łatwe trzy punkty. Wtedy jednak znakomicie zerwali się do pracy podopieczni trenera Trtika. Na sześć rzuconych goli stracili raptem jedną, w ten sposób ratując swoją szansę na zwycięstwo, na przerwę schodząc z wynikiem 16:11. Nie zmienia to jednak faktu, że kapitalnie zagrali kaliszanie, którzy wyglądali dużo lepiej przy zagubionych rywalach. Dodać jeszcze trzeba, że Łukasz Zakreta kończył pierwsze trzydzieści minut z wynikiem 52 procent skuteczności, powstrzymując samego kapitana zabrzan, Bartłomieja Tomczaka aż sześciokrotnie.

Przez zabrzańską szatnię musiała przejść nieprawdopodobna "suszarka". Pierwsze siedem minut drugiej połowy to cztery gole z rzędu, w ostateczności kontakt na wynik 16:15. W końcu swój występ zaznaczył zabrzański golkiper, Martin Galia. Mecz zaczął się od nowa, bowiem Iso Sluijters wyrównał na stan 17:17 i role się odwróciły. To gospodarze wyglądali na zagubionych, zaś goście pewni siebie dążyli do kolejnego ligowego zwycięstwa. Choć wydawało się, że nastąpi to szybciej, to w końcu Patryk Gluch wyprowadził swoją drużynę na pierwsze prowadzenie 20:21, a zostało jeszcze trzynaście minut do końca spotkania. Zabrzański skrzydłowy jeszcze dwoma kolejnymi trafieniami uprzykrzył życie kaliskim kibicom i dziesięć minut przed końcem Górnik miał niezłą zaliczkę trzech goli (21:24).

Tym razem to MKS musiał gonić i niezawodny z siódmego metra Michał Czerwiński dorwał kontakt. W końcówce widać było jak wiele sił kosztował mecz obie ekipy, gdyż w ostatnich minutach zawodnicy mieli kompletnie rozregulowane celowniki. Dla kaliszan pojawiła się jednak nadzieja. Michał Adamuszek ponad minutę przed końcem otrzymał karę, a kaliszanie rzut karny, tracąc jeszcze dwie bramki do Górnika. Michał Czerwiński naturalnie wykorzystał okazję i ostatnia akcja należała do zabrzan. Ci oddali niecelny rzut, po czym niezawodny Czerwiński doprowadził do wyrównania. Zabrzanie mieli dwadzieścia cztery sekundy na wygranie meczu, co chciał zaplanować trener Trtik prosząc o czas. Aleksandr Tatarincew nie zdołał pokonać Zakrety i o zwycięzcy zdecydowały rzuty karne.

Seria rzutów karnych już w pełni należała do gości, ponieważ kaliszanie pierwsze dwa rzuty spudłowali, przez co zabrzanom wystarczyły cztery trafienia do wygrania spotkania.

Energa MKS Kalisz - NMC Górnik Zabrze 26:26 k.2:4 (16:11)

Energa MKS Kalisz: Padasinow, Zakreta 1 - Adamczak, Adamski, Bożek, Czerwiński 8, Drej 2, Grozdek, Klopsteg 1, Kniaziew 2, Krytski 5, Kwiatkowski, Misiejuk 1, Pilitowski 2, Szpera 4, Wojdak

Kary: Kwiatkowski - 6 minut; Misiejuk, Drej - 4 minuty; Klopsteg - 2 minuty

Czerwona kartka: Kwiatkowski - 58. minuta (gradacja kar)

Karne: 5/9

NMC Górnik Zabrze: Galia, Kornecki - Adamuszek 1, Buszkow 1, Bąk 3, Czuwara 1, Daćko 4, Gliński 5, Gluch 5, Gogola, Gromyko, Pawelec, Sićko, Sluijters 3, Tatarincew 3, Tomczak 1

Kary: Pawelec - 4 minuty; Tatarincew, Adamuszek, Galia - 2 minuty

Karne: 2/4