2020-11-18 20:49:47
Michał Szpulak

Problemy PSG i Veszprem, sensacja we Flenburgu. Emocje w meczach Ligi Mistrzów

W środowych meczach Ligi Mistrzów nie zabrakło emocji. FC Porto przegrało u siebie z PSG, a mistrzowie Danii postawili trudne warunki hegemonowi z Węgier. Flensburg z kolei sensacyjnie zremisował u siebie z Mieszkowem Brześć po bardzo trudnej przeprawie. 

Na początku starcia piłkę po rzucie paryżan obronił Quintana, potem niecelnym rzutem nie popisał się z kolei Kristopans. Miguel Martins i Andre Gomes po chwili wyprowadzili „Smoki” na dwubramkowe prowadzenie. Paryżanie zaczęli ospale, ale po chwili bodziec do lepszej gry poszedł ze strony jednego z najlepszych graczy globu, Mikkela Hansena, który wyrównał stan meczu. Portugalczycy dobrze wykorzystywali środek pola, którym obronę rywali pokonywał zarówno Gomes jak i Martins, utrzymywali także przewagę dwóch bramek przez długi okres. Mikkel Hansen dwoił się i troił, ale na jego rzuty odpowiadali Victor Iturriza i Fabio Magalhães. Na 8:5 podwyższył z kolei Alfredo Quintana czyli bramkarz popularnych Os Dragões, rzutem przez całe boisko. Paryżanie kompletnie nie potrafili poradzić sobie z defensywą i Alfredo Quintaną w bramce, co skutkowało odskoczeniem na cztery bramki za sprawą skrzydłowego Antonio Arei.

Po kilku minutach gry gol za gol ekipa Porto rzuciła kolejną bramkę podwyższającą stan meczu na 15:10, za sprawą kapitalnego tego dnia Andre Gomesa. Do przerwy wynik brzmiał 16:12 dla „Smoków”. Drugą połowę dobrze zaczęli gospodarze, od gola lewego skrzydłowego Diogo Branquinho. W paryskiej ekipie asystami do Prandiego czy Kounkouda popisywał się kapitalnie dysponowany tego dnia Mikkel Hansen. Właśnie po golu tego drugiego, francuskiego prawoskrzydłowego, ekipa znad Sekwany zbliżyła się do rywala na dwie bramki (18:16). Chwilę później po bramce Dylana Nahiego goście doprowadzili do remisu, a gra drużyny z północy Portugalii wyglądała coraz gorzej, nie  było wiadomo czy to chwila przestoju czy już zmęczenie. Kilka minut później sprawą Mikkela Hansena paryżanie wyszli na prowadzenie (20:21). Tym razem gol za gol dawał lekką przewagę gościom, jednak Portugalczycy czekali tylko na błędy rywali. Nic bardziej mylnego, bo po kilku akcjach Nedim Remili wyprowadził paryskich gigantów na dwubramkowe prowadzenie (23:25). Wydawało się, że PSG łapie rytm gry i postara się go utrzymać do końca meczu, żeby wywieźć cenne dwa „oczka” z Caixa Dragão. Ostatecznie nic złego paryżanom już się nie przytrafiło i mogli świętować zwycięstwo.    

FC Porto Sofarma – Paris SG Handball 31:34 (16:12)

Najwięcej bramek w Porto: Diogo Branquinho i Diogo Silva (po 4)  

Najwięcej bramek w PSG: Mikkel Hansen (9), Luka Karabatić (6) 

„Wikingowie” zaczęli mecz z Mieszkowem Brześć także dosyć spokojnie, a norwesko-duński tercet Johannessen-Mensah-Jondal dał prowadzenie na początku meczu 5:3. W ekipie gości z południowo-zachodniej Białorusi najlepsze zawody w pierwszej części rozgrywał Shkurinskiy, Panić oraz Vailupau, którzy trzymali swoją drużynę na powierzchni we Flens Arenie. Do przerwy gospodarze prowadzili różnicą dwóch trafień.  

Po przerwie brylować w ataku zaczął Marius Steinhauser oraz Franz Semper, którzy swoimi umiejętnościami dołożyli w ataku sporo jakości i pomogli skandynawskim  kolegom. Maksim Baranau w trakcie lepszej gry dał jednak wyrównanie ekipie z Białorusi (23:23) i gra zaczynała się od nowa. Na dwie minuty przed końcem spotkania to właśnie prawy skrzydłowy Maksim Baranau dał gościom prowadzenie 28:27, na które zdołał odpowiedzieć jeszcze Marius Steinhauser, goście po raz kolejny jednak nie dali za wygraną, a bohaterem spotkania został Maksim Baranau, którego gol na 29:23 nie dał co prawda zwycięstwa (w samej końcówce bramkę rzucił jeszcze Semper), jednak dał ekipie Raula Alonso cenny remis.  

SG Flensburg Handewitt – Mieszkow Brześć 29:29 (13:11)  

Najwięcej bramek we Flensburgu: Marius Steinhauser i Goran Johannesen (po 7)  

Najwięcej bramek dla Mieszkowa:  Marko Panić i Maksim Baranau (po 7) 

Bardzo źle swoje spotkanie zaczął z kolei węgierski gigant. W północnej Jutlandii ekipa Davida Davisa nie potrafiła złamać mistrza Danii przez całą pierwszą połowę, w której brylowali Lukas Sandell, Henrik Mollgaard oraz Mark Strandgaard, którzy umiejętnie rozbijali węgierski mur i kończyli akcje z kontry. U gości świetnie zaczął Kent Robin Tonnesen, pomagał mu Rasmus Lauge i Yahia Omar, ale ekipa z pobliża Balatonu nie potrafiła przeciwstawić się rozpędzonym Duńczykom i pierwsza połowa zakończyła się ich prowadzeniem 18:16.  Drugą połowę o niebo lepiej zaczęli goście, po trafieniach Tonnesena, Nenadicia czy Lauge ekipa z Węgier wyszła na dwubramkowe prowadzenie (19:21).

Aalborg się totalnie zaciął, nie funkcjonował atak, a drużyna Davida Davisa wzmocniła obronę. W 42. minucie po bramce Manaskova wydawało się, że Węgrzy nie wypuszczą już z rąk prowadzenia (20:23). Aalborg nie był już w stanie rywalizować na wyższym poziomie z mistrzami Węgier. Goście za sprawą świetnej gry Dejana Manaskova, Andreasa Nilssona czy Yahii Omara cały czas utrzymywali prowadzenie trzema, bądź czterema trafieniami. W 54.  minucie na dobicie rywala Vladimir Cupara rzucił przez całe boisko na pustą bramkę. Ostatecznie mecz zakończył się nieoczywistym z przebiegu meczu zwycięstwem gości, którego wynik do końca nie oddaje.    

Aalborg Handbold – Telekom Veszprem 27:33 (18:16)  

Najwięcej bramek dla Aalborga: Henrik Mollgaard (6), Lukas Sandell (4)  

Najwięcej bramek dla Veszprem:  Petar Nenadić i Yahia Omar (po 6)