2023-01-20 23:07:41
Wojciech Staniec

Mateusz Kornecki nagrodę za MVP zawiezie do domu, a później? Może żona coś wymyśli

Bohatarem meczu z Czarnogórą był Mateusz Kornecki, który został uznany najlepszym zawodnikiem spotkania. 

Kornecki zaczął od pierwszej minuty, w sumie w ciągu spotkania obronił 18 rzutów rywali, co dało mu 50 procent skuteczności. Czy to był jego najlepszy mecz w reprezenacyjnej karierze? - Nie wiem, nie pamiętam. Myślę, że było parę dobrych, ale to jeden z najlepszych. Cieszę się, że przez cały mecz mogłem utrzymać taką koncentrację, bo to nie zawsze jest łatwe. W tym meczu wyglądało to dobrze - podsumował bramkarz. 

Ogólnie Polacy w tym meczu stracili tylko dwadzieścia bramek. Taki wynik w mistrzostwach świata robi wrażenie. - No tak, ale zależy też od meczu. Z reguły stracimi więcej bramek, ale można powiedzieć, że obrona zawsze była naszą wizytówką. Pokazaliśmy, że dalej jest - przyznał. Kornecki został MVP meczu i dostał pamiątkowy, dość duży dyplom. Co z nim zrobi? - Na pewno zawiązę do domu. Może moja żona coś wymyśli, może ma jakiś pomysł. Na pewno nie będę tego oprawiał, gdzieś tam będzie sobie leżało - odpowiada.

Już w jednej z pierwszych akcji Kornecki zatrzymał rywala w akcji jeden na jeden. Czy to dodało mu pewności siebie? - Możliwe, waże jest dla bramkarza wejście w mecz. Kiedy bronisz piłki, nakręcasz się to jest łatwiej. Ale mecz trwa sześćdziesiąt minut i tak jak wspomniałem koncentracja musi być. Fajnie walczyliśmy i oczekuję, że w kolejnym będzie tak samo - powiedział.

Kornecki nie tylko świetnie bronił, ale też rzucił jedną bramkę. Czy pamięta wszystkie gole, które zdobył w reprezentacji? Ciężko mi sobie przypomnieć te bramki, jedyna jaką pamiętam, to z Norwegią, gdy przegraliśmy. Reszty nie - wyjaśnia.

Polakom udało się podnieść po porażce z Hiszpanią, gdy stracili szansę na awans. - Ćwiercfinał byłby czymś wielkim. Nie możemy patrzeć w przeszłość, tylko w przyszłość. Skupiamy się na kolejnych meczach, teraz przed nami Iran, a co będzie później, to będziej - zapowiada. 

fot. Mateusz Kaleta