2019-02-02 18:23:00
Patryk Dziadura

Męczarnie NMC Górnika w Szczecinie. Trzy punkty jadą do Zabrza

Wyrównana pierwsza połowa i pościg szczecinian za zwycięstwem. Tak można podsumować to co wydarzyło się w Szczecinie, gdzie Górnik po katorgach wygrał z tamtejszą Pogonią.

Przed szczecinianami stało nie lada wyzwanie. W starciach z zabrzanami nie zdobyli choć punktu od 2015 roku, a od momentu profesjonalizacji Superligi najniższa porażka miała miejsce we wrześniu zeszłego roku sześcioma bramkami. Występując w dwunastoosobowym zestawieniu musieli liczyć na wyjątkowy łut szczęścia.

REKLAMA

Planem gospodarzy na spotkanie była agresywna obrona, o czym najlepiej świadczą dwa wykluczenia po ponad dziesięciu minutach i mnóstwo fauli przerywających ataki przyjezdnych. Gdy Bartłomiej Tomczak rzucił z karnego na 4:2, mało kto się spodziewał, że w końcu taki plan da rezultat, bo w 14. minucie szczecinianie wyrównali na 5:5 po golu Arkadiusza Bosego. Największy problemem Portowców był jednak Martin Galia, który sparował przez całe spotkanie 46 procent rzutów.

Kiedy Sebastian Zapora powstrzymał Łukasza Gogolę, a Tomczak nie wykorzystał następnej "siódemki", Mateusz Zaremba znalazł drogę do siatki po szybkim ataku, przez co dziesięć minut przed przerwą Pogoń zdobyła prowadzenie (7:6). Nerwy zaczęły grać pierwsze skrzypce, w wyniku, których obustronną karę otrzymał Iso Sluijters i Dmytro Horiha. Doświadczeniem sytuację wyjaśnili Górnicy, którzy od tego momentu odjechali rywalom na cztery gole różnicy. W ostatniej minucie zamieszanie w poczynaniach gości wykorzystali wspomniany Horiha i Dawid Fedeńczak, dzięki którym sprawa końcowego wyniku była bardziej otwarta.

Po przerwie gospodarze nie poszli za ciosem. Zawodnicy trenera Frelka zaliczyli ponad sześć minut przestoju, który zabrzanie wykorzystali czterema bramkami z rzędu, a zostało jeszcze ponad dwadzieścia minut do rozegrania (12:17). Paweł Krupa i Dmytro Horiha raz po raz zniechęcani byli paradami Martina Galii, tracąc swoje atuty. Dla Portowców pojawiło się jeszcze światełko w tunelu, kiedy Górnicy nie podkręcali tempa, spokojnie wioząc przewagę do końca.

Na dziewięć minut przed końcową syreną Wojciech Jedziniak zmniejszył straty do stanu 18:21. Kiedy wydawało się, że przez kolejne minuty goście kontrolują skromną zaliczkę, trener Frelek zaryzykował grą bez bramkarza. Jednak mając takiego asa, jak Martin Galia, ciężko przeciwstawić się wiceliderowi Superligi, który w dramatycznej sytuacji uratował swoich kolegów broniąc dwa rzuty karne.

Sandra SPA Pogoń Szczecin - NMC Górnik Zabrze 22:26 (11:13)

Sandra SPA Pogoń Szczecin: Teterycz, Zapora - Bosy 4, Fedeńczak 6, Horiha 4, Jedziniak 3, Krupa, Krysiak, Matuszak 1, Miłek, Wąsowski, Zaremba 4

Kary: Krupa, Wąsowski - 4 minuty; Horiha, Zaremba - 2 minuty

Karne: 1/3

NMC Górnik Zabrze: Galia, Kazimier, Kornecki - Adamuszek, Buszkow 3, Czuwara, Daćko 4, Gliński 1, Gogola 7, Gromyko 3, Kubała, Pawelec, Sićko, Sluijters 4, Tomczak 4

Kary: Gromyko, Sluijters - 2 minuty

Karne: 6/7