2016-11-07 10:15:00
Wojciech Staniec

Prezes PGNiG Superligi: Takich wpływów w polskiej piłce ręcznej jeszcze nie było

We wrześniu ruszyła Liga Zawodowa piłkarzy ręcznych. Szczypiorniści rozegrali już dziewięć pierwszych kolejek. W Superlidze pojawiło się wiele nowości, ale to nie koniec zmian. - Być może od nowego sezonu wejdą kolejne regulacje, np. dotyczące wprowadzania młodych zawodników, marzy mi się nabór na wzór amerykańskiego draftu. To musi być mądrze przemyślane - zapowiada prezes PGNiG Superligi, Łukasz Gontarek.

Liga ruszyła, za nami dziewięć pierwszych kolejek. Jak pan podsumuje ten czas, jesteście zadowoleni z tego co udało się zrobić?

- Powiem wprost, że nie. Jesteśmy ambitnymi ludźmi i chcemy, aby od początku wszystko działało idealnie, żeby całe rozgrywki były fantastycznym widowiskiem. Dlatego nie jestem jeszcze pocieszony i pewnie nigdy nie będę. Żeby podkreślić sprawiedliwy osąd, to jestem bardzo dumny z klubów. Przez ten czas, gdy dzięki PGNiG podjęliśmy się tego projektu, to największe odium pracy spadło właśnie na kluby. Jeszcze musi upłynąć trochę czasu, żeby te organizacje, które są de facto spółkami akcyjnymi, stały się takimi sportowymi przedsiębiorstwami z prawdziwego zdarzenia.

Narzuciliśmy szereg wymogów regulaminowych, było bardzo dużo pracy i jestem dumny z klubów, bo podołały historycznemu wyzwaniu. Przed nami jeszcze mnóstwo wyzwań, będziemy podchodzić do tego z dużą dozą ambicji i pokory, żeby wszystkie mankamenty zniwelować i dynamicznie się rozwijać.

Najważniejszą rzeczą, którą udało się zrobić to podpisanie umowy z NC+?

- Zarówno kontrakt sponsoringowy z PGNiG, jak i telewizyjny z nc+ są dla nas ogromnym kapitałem zaufania. Nie ukrywamy, że w aspekcie produkcji telewizyjnej chcielibyśmy podążyć drogą ligi piłki nożnej, która już od ponad dwóch dekad współpracuje z tym nadawcą. Dzięki temu Ekstraklasa jest obecnie najwyżej ocenianym i najbardziej wartościowym produktem sportowym w naszym kraju. Ale do czasu… Dostaliśmy wielki kredyt zaufania i staramy się ten epokowy moment wykorzystać i pokazać nadawcy, że to był świetny moment, żeby zainwestować w piłkę ręczną.

Wspomniał pan o piłce nożnej, a tam wsparcie z telewizji jest ważnym punktem budżetów klubów. Jak to będzie wyglądało w przypadku piłki ręcznej?

- Nie mogę zdradzić kwot kontraktu, ale mogę powiedzieć, że jeżeli chodzi o wpływy od nadawcy i sponsora tytularnego to są to takie środki, jakich jeszcze w naszym kraju, w tej dyscyplinie sportu nie było. Jeżeli chodzi o kwestie finansowania klubów, to też trzeba pamiętać, że podział przychodów nie jest jedynym elementem tej inwestycji. Jako Superliga bierzemy na siebie wiele kosztów marketingowego „opakowania” rozgrywek, ekspozycję sponsorów, działania promocyjne i wizerunkowe. Naszym zadaniem jest zdjęcie części kosztów z klubów, ale też wsparcie ich poprzez udział w przychodach ze scentralizowanych praw mediowych i marketingowych. Jednak o konkretnych liczbach nie mogę powiedzieć.

Plony tego co robicie teraz w dużej mierze będzie można zebrać za jakiś czas?

- Dokładnie. To jest wielka rola PGNiG, która inwestuje w projekt, który ma się rozwijać. Na trzy lata założyliśmy okres startowy. To ma być budowa fundamentów, budowa pewnego poziomu rozpoznawalności marki, której daliśmy nowe logo, nową komunikację, do tego kluby mają swoją nową podmiotowość i biznesowe realia działania. Patrzymy bardzo do przodu, moją rolą i rolą spółki przez te trzy sezony jest wprowadzić ją na odpowiednie tory. Wiele pracy przed nami i takie solidne podsumowanie będziemy mogli zrobić dopiero za dwa, trzy sezony.

A co będzie można w najbliższym czasie zmienić?

- Chciałbym jeszcze na tym etapie rozgrywek przedstawić kolejnych partnerów biznesowych Superligi. Bardzo zależy nam nad tym, aby wprowadzić wydarzenia wyjątkowe, takie jak mecz gwiazd na początku lutego, a na koniec sezonu gala Superligi. Być może od nowego sezonu wejdą kolejne regulacje, np. dotyczące wprowadzania młodych zawodników, marzy mi się nabór na wzór amerykańskiego draftu. To musi być mądrze przemyślane, więc nie będziemy się z tym spieszyć. Cały czas musimy na bieżąco pracować, żeby rosła frekwencja na meczach i wyniki oglądalności.

Po tych dziewięciu kolejkach uważa pan, że wprowadzenie nowych zasad, jak dodatkowe punkty, czy brak remisów był dobrym pomysłem?

- Przyznam uczciwie, że od początku byłem przekonany co do słuszności tego systemu, choć zawsze będą głosy za i przeciw. Widać, że podstawowy cel osiągnięty i ta formuła jest po prostu bardziej emocjonująca. Wokół niektórych meczów można tworzyć dodatkową historię, a ten bonusowy punkt dodaje smaczku. Mamy roszady w tabeli. Do rundy finałowej jeszcze wiele czasu i wiele spotkań. Do tego momentu będzie dużo emocji, drużyny będą skakać w tabeli i ja np. nie absolutnie nie przekreślałbym szans takich drużyn jak Stal Mielec, Zagłębie Lubin, czy Meble Wójcik Elbląg. Mam nadzieję, że jak podsumujemy ten sezon rozgrywek, to okaże się, ze wszystkie kluby miały w nim swoje pięć minut. Tak jak swoje pięć minut ma teraz MMTS Kwidzyn, czy Wybrzeże Gdańsk lub Gwardia Opole. System punktacji pozwala nawiązać walkę w grupie, nawet gdy w pewnym etapie sezonu zespół miał dziesięć oczek straty. Chciałbym, żebyśmy mogli powiedzieć na koniec sezonu, że to on był ciekawszy niż poprzednie.

Kluby, które nie awansują do fazy finałowej skończą sezon dość wcześnie. Nie boi się pan, że taka przerwa od kwietnia do września, w dłuższej perspektywie może wpłynąć negatywnie na zainteresowanie piłką ręczną w tych miastach, gdzie kluby szybko odpadną. Zawodnikom takie przerwy też mogą nie służyć.

- Podstawą wszelkiej rywalizacji sportowej jest chęć zwycięstwa. Myślę, że to dodatkowa atrakcja, że sezon składa się z dwóch etapów – tego zasadniczego i rundy finałowej. Każdy z nich będzie miał swoją historię. Rywalizacja o medale to inna formuła rozgrywek i inna forma komunikacji. To ma być święto piłki ręcznej, a dla Klubów udział w niej ma być nagrodą. Jak dla mnie komentarze nt. braku meczów dla zespołów, które nie awansują do finałów nie przystoją profesjonalnej lidze.

Liga NFL gra od początku września do końca stycznia i abstrahując od warunków atmosferycznych, nikt na to nie narzeka. My wchodzimy na zupełnie nowy etap, warunki są jasne. Jeżeli ktoś chce wziąć udział w tym wyjątkowym wydarzeniu, jakim jest walka o medale musi na to zapracować w rundzie zasadniczej. Terminarz przewiduje pewne roszady, gdyż nie znamy jeszcze terminarza Pucharu Polski. Być może w przyszłości pomyślimy o Pucharze Ligi, gdzie będą grać zespoły, które nie są medalistami. Owszem, myślę o tym, żeby jakoś uzupełnić kalendarz dla tych zespołów, które nie grają w rozgrywkach EHF. Jednak tu nie chodzi o to, żeby na siłę organizować spotkania, które będą cieszyć się znikomym zainteresowaniem widzów.

Chcecie uniknąć tego co było w poprzednich latach, gdzie były rozgrywane np. mecze o siódme i piąte miejsce, ale to już nie cieszyło się dużym zainteresowaniem?

- Nie chciałbym wprost oceniać poprzedniego systemu, był jaki był. Ale przyznaję - też uważam, że nikogo to nie interesowało. Od tego jest runda zasadnicza, żeby się nią emocjonować. Kluby też wiedzą, że system premiowania na koniec sezonu zależny jest właśnie od miejsca w tabeli po rundzie zasadniczej.

Przyjęło się, że PGNiG Superliga jest ligą zamkniętą, ale gdy się wczyta w regulamin to najlepsze kluby I ligi mogą do niej awansować.

- Oczywiście, my od początku mówimy, że zwycięstwo w I lidze jest spełnieniem kryterium sportowego na grę w Superlidze. Są też inne kryteria, jak finansowe, które też trzeba będzie spełnić. Kryterium sportowe i inne działają również w drugą stronę. Te kluby, które grają teraz w PGNiG Superlidze, ale nie spełnią odpowiednich wymogów, mogą być z niej usunięte.

Zależy nam, żeby kluby, które uczestniczą w rozgrywkach miały świadomość, że muszą zadbać o odpowiedni poziom sportowy. Rozumiemy, że czasem nawet najmocniejszy zespół na papierze może grać poniżej oczekiwań. Jednak mamy taką możliwość, że jeżeli zespół jest outsiderem w każdym względzie, zarówno sportowym, jak i finansowym, czy organizacyjnym, to może być usunięty z Superligi. Zależy nam na tym, żeby kluby chciały się rozwijać i rywalizować.

Rozmawialiśmy o rzeczach pozytywnych, ale są też negatywy. Jedną z nich jest kwestia zaległości finansowych wobec byłych zawodników Gwardii Opole. Czy wy jako Superliga możecie im jakoś pomóc?

- Na gruncie formalnym i biznesowym sprawa jest jasna – klub, który występuje w Superlidze, czyli KPR Gwardia Opole SA dostał dziką kartę. Przedstawił gwarancje realizacji naszych warunków, pokazał siłę sportową i zabezpieczenie finansowe. Jak widać radzi sobie przyzwoicie.

Nie jestem człowiekiem zamkniętym na ludzkie problemy i z każdym mogę porozmawiać. Szanuję pracę zawodników, jako uczestników naszego widowiska, ale niech będzie dla wszystkich jasne, że klub który otrzymał dziką kartę od Superligi i sama liga nie są w żaden sposób związani z tą sprawą.

Problemem – jednak w dużej mierze niezależnym od was – jest sprawa sędziów, wobec których są spore zastrzeżenia w tym sezonie. Czy Superliga może jakoś wpłynąć na lepszy poziom arbitrów, czy tu wszystko leży po stronie ZPRP?

- Przede wszystkim będziemy się starać, żeby przepisy były bardziej znane uczestnikom widowiska, bo praktyka pokazuje, że nawet zawodnicy i trenerzy nie do końca je znają. Nasza współpraca ze Związkiem polega na tym, żeby sędziowie mieli jak najlepsze warunki, aby się przygotowywać i prowadzić zawody. Elementy presji ze strony trybun, czy zawodników – tak po ludzku – utrudnia im pracę. Sędzia w piłce ręcznej to nie jest łatwe zadanie, decyzje są subiektywne i zawsze ktoś może mieć poczucie skrzywdzenia.

To jest profesjonalna liga i oczekujemy od sędziów, że swoją pracę będą wykonywali jak najlepiej i my chcemy ich w tym wspierać. Pomyłki zawsze będą się zdarzać, ja bym jednak wyniku meczu nie uzależniał od kontrowersyjnej sytuacji, bo na wynik pracuje się przez sześćdziesiąt minut. To nie jest profesjonalne, jeżeli klub narzeka, że przez decyzję sędziego w końcówce przegrał mecz, a wcześniej zawodnicy tego zespołu w trakcie spotkania nie wykorzystali sytuacji.

Rozmawiał Wojciech Staniec