2016-10-18 14:25:00
Wojciech Staniec

Rok temu grał w I lidze, teraz został powołany do reprezentacji. „Czasem trzeba zrobić krok wstecz”

Kariera Krzysztofa Łyżwy zahamowała z powodu licznych kontuzji. Jednak w poprzednim sezonie obecny zawodnik Azotów został wypożyczony do Ostrovii Ostrów Wielkopolski. Teraz wrócił do Puław i radzi sobie bardzo dobrze. Łyżwa posiada wyjątkową umiejętność i potrafi rzucać zarówno lewą jak i prawą ręką.

 

Znalazł się pan wśród powołanych zawodników do reprezentacji Polski. To spełnienie marzeń?

 

- Na pewno tak. Bardzo się cieszę, że powołanie przyszło. Myślę, że dla każdego zawodnika jest to spore wyróżnienie. Chciałem być dostrzeżonym przez trenera i bardzo cieszę się, że tak się stało. Na pewno będę chciał z tej szansy skorzystać, bo kolejna taka może się nie trafić.

 

Był pan zaskoczony powołaniem, czy był już jakiś kontakt ze sztabem reprezentacji?

 

- Czekałem do ostatniej chwili. Dowiaduję się od pana, że jest to powołanie. Bardzo się z tego cieszę, teraz skupiam się na dwóch kolejnych meczach w Puławach, a dopiero później będę myślał o reprezentacji.

 

Cel nr 1, powołanie do reprezentacji udało się spełnić. Teraz celem będzie dostanie się do meczowej kadry?

 

- Na pewno będę się starał, żeby w oczach trenera wypaść jak najlepiej i dostać się do „16”. Każdy zawodnik będzie dawał z siebie wszystko, żeby w kadrze się znaleźć. Ja dam z siebie wszystko, żeby mi się to nie udało. Jeśli się nie uda to trudno, ale będę pracował dalej, żeby być w kadrze.

 

Od początku sezonu pana forma jest bardzo wysoka. To chyba może cieszyć?

 

- Zgadza się. Można powiedzieć, że forma przełożyła się z I ligi. Na to liczyłem, bo wróciłem do Azotów odbudowany po grze w Ostrowie. Nie chcę zapeszać, ale liczę, że utrzymam formę do końca sezonu.

 

Po kilka latach gry w Azotach wydawało się, że transfer do I-ligowej to krok wstecz. Ale teraz okazuje się, że to była bardzo dobra decyzja.

 

- W sumie byłem zmuszony do takiej decyzji. W jednym sezonie miałem dwie poważne kontuzje i straciłem praktycznie cały rok. Przez nie grałem bardzo mało. Podjąłem decyzję, że wrócę do macierzystego klubu. Czasem trzeba zrobić krok wstecz, żeby później zrobić dwa do przodu. Tam grałem we wszystkich meczach. Nie celowałem w króla strzelców, ale wyszło jak wyszło (śmiech).  

 

Po tych kontuzjach wiedziałem, że muszę coś ze sobą zrobić i wziąć się za robotę, bo to dalej tak nie mogło wyglądać. Ten pierwszy rok w pierwszej lidze dał mi dużo, bo wróciła pewność gry. Zmieniłem się mentalnie, mam inne nastawienie, mam swoje cele i ambicje.

 

Azoty w tym sezonie prezentują się dobrze i wygrywają. To pomaga ofensywnemu zawodnikowi, lepiej się gra?

 

- Oczywiście. W tym sezonie zespół prezentuje się bardzo dobrze. Pierwsze trzy mecze wygraliśmy 10-cioma bramkami, a z Kwidzynem nawet 12. Ta gra mogła się podobać. W Głogowie chyba nie byliśmy w 100 procentach skoncentrowani i to mogło się na nas źle odbić. W końcowych minutach rzuciliśmy bramkę i wygraliśmy. Z każdym przeciwnikiem trzeba być skoncentrowanym, niezależnie czy jest to zespół z dołu tabeli, czy Vive lub Wisła.

 

W meczu z Orlen Wisłą grał pan na środku, lewym i prawym rozegraniu. Jaka jest więc nominalna pozycja Krzysztofa Łyżwy?

 

- Już tyle czasu grałem na wszystkich pozycjach, że nie ma dla mnie różnicy. Tam gdzie trener mnie ustawi tam daję z siebie wszystko i wywiązuję się ze swojej roli.

 

Jest pan zawodnikiem oburęcznym. Nie ma różnicy, czy rzuca pan prawą, czy lewą ręką?

 

- Mała różnica jest może w sile rzutu, ale ona nie jest najważniejsza, bo kluczowa jest precyzja. Nie ma różnicy, czy rzucam prawą, czy lewą ręką.

 

Musiał się pan nauczyć gry lewą ręką, czy takie predyspozycje były od dziecka?

 

- Uczyłem się od najmłodszych lat, a gram już szesnaście lat. Wzięło się to znikąd, bo zacząłem próbować rzucać lewą ręką. Zobaczyłem, że wychodzi mi to i ćwiczyłem to dalej.

 

Czyli można powiedzieć, że piłkarz ręczny dzięki ciężkiej pracy od najmłodszych lat może nauczyć się gry obiema rękami?

 

- Jeśli chce ktoś wypracować coś takiego, to musi to robić od najmłodszych lat, bo w pewnym wieku się tego nie zrobi. Ja zacząłem trenować lewą rękę od samego początku i to mi się opłaciło. Jestem z tego zadowolony.

 

A jak to jest w techniką, takich zagrań jak np. wkrętka, trzeba się uczyć oddzielnie na każdą rękę?

 

- Lewą rękę i technikę ćwiczyłem od najmłodszych lat. I teraz już nie ma różnicy, czy wkrętkę, czy rzut za plecami robię lewą, czy prawą ręką. Techniki i siły lewej ręki uczyłem się po prostu od początku. Już na starcie kariery grałem na prawej stronie boiska, bo po prostu brakowało leworęcznych, więc to też nie jest mi obce.

 

Dla pana nie ma różnicy, ale dla przeciwników jest spora, bo nie wiedzą jak się zachować w danej sytuacji, którą rękę bronić?

 

- Rywale na pewno mają utrudnienie, bo nie wiedzą z której ręki rzucę, czy w którą stronę pójdę na zwodzie. Dla mnie jest to na pewno duży plus, a dla obrońców minus.

 

Czechy to dla polskiego zawodnika raczej mało popularny kierunek. A pan tam grał przez dwa lata, jaki to był czas?

 

- W wieku 19 lat wyjechałem z kolegą do Czech. Trafiła się taka propozycja. Nie zastanawiałem się nad tym długo, bo liga była wtedy mocniejsza niż teraz. Karvina, czy inny zespół, mógłby się w Polsce bić z mocnymi rywalami. Nauczyłem się tam bardzo dużo, poznałem mocną obronę, bo Czesi nie przebierali w środkach. Wspominam ten okres pozytywnie. Szkoda, że to się tak potoczyło, bo było bardzo fajnie, klub był w porządku.

 

Chciałby pan jeszcze kiedyś wyjechać zagranicę?

 

 

- Oczywiście, każdy ma swoje cele i marzenia. Jednak najważniejsze jest zdrowie. Każdy ma wymarzony klub, gdzie chciałby grać. Ja tak daleko nie wybiegam myślami, skupiam się na grze w Puławach. To jest dopiero mój pierwszy dobry sezon, więc jeżeli zagram ich więcej i pojawią się jakieś oferty z mocniejszych klubów to z nich skorzystam.

 

fot. Grzegorz Trzpil/Azoty Puławy