2017-12-09 15:30:00
Patryk Dziadura

Spójnia zwycięża na dnie Superligi. Znakomita pogoń "Meblarzy"

Po pierwszej połowie nic nie zapowiadało podwyższonego ciśnienia, kiedy to podopieczni trenera Będzikowskiego byli bliscy odrobienia siedmiu bramek straty. Jednak wąska ławka dała się we znaki i to beniaminek z Gdyni cieszył się z drugiego ligowego zwycięstwa.

Warto zerknąć na kilka faktów przed tym meczem. Było to spotkanie dwóch ostatnich drużyn Superligi. "Meblarze" na swoim koncie mieli dwa zwycięstwa, a Spójnia tylko jedno. To także pojedynek najgorszego ataku (Meble Wójcik Elbląg - 21,5 gola na mecz) z najgorszą obroną w lidze (Spójnia Gdynia - 34,2 straconej bramki na spotkanie). Jednak obrona elblążan, podobnie jak i atak gdynian, zajmują dziewiąte miejsce w lidze. Dla obu ekip było to spotkanie o niemal pewne uniknięcie miana czerwonej latarni na koniec rundy jesiennej. Zadanie wydawało się dla gości nie do wykonania, gdyż dysponowali tylko ośmioma graczami z pola.

REKLAMA

Ekipy od razu rzuciły się na wymianę ciosów, z której lepiej wyszli gospodarze dzięki interwencjom Zimakowskiego. Jego vis a vis, Paweł Kiepulski nie był już tak skuteczny i po sześciu minutach na tablicy widniał wynik 6:2. Wówczas trener Będzikowski poprosił o czas. O ile efekty nie były widoczne od razu, to w oczy rzucał się Jakub Moryń, który w pierwszej połowie rzucił 6 bramek. Gdy swoje dołożył jeszcze Bartosz Janiszewski, w 13. minucie udało się elblążanom złapać kontakt.

Taki stan utrzymywał się jeszcze przez kilka kolejnych minut, bowiem później odpalili Jamioł, Ćwikliński i Rychlewski, którzy pozwolili ponownie odskoczyć Spójni, tym razem na pięć bramek przewagi. W 22. minucie po raz kolejny dał o sobie znać Zimakowski, który kolejnymi interwencjami zbywał rzuty "Meblarzy", co pozwalało zwiększyć dystans do przeciwnika. Goście odblokowali się przed końcem za sprawą dwóch bramek Janiszewskiego, ale przewaga siedmiu goli przed przerwą nie pozwalała patrzeć z optymizmem na drugą połowę jego kolegom.

Obiecująco zaczęli gracze Będzikowskiego, kiedy to w bramce stanął Ram parując rzuty rywali, a pod bramką gospodarzy skutecznością dokazywał nie tylko Moryń. Nie straszna również była im gra w osłabieniu, gdy po raz drugi za karę usiadł Adamczak. Po około 40 minutach goście zdobyli szybkie trzy bramki, a gdy trener Markuszewski zobaczył jak po stracie piłki jego drużyny żaden z zawodników nie zszedł na zmianę z Zimakowskim zostawiając pustą bramkę na kilkanaście sekund, natychmiast po zdobytej przez "Meblarzy" bramce poprosił o czas przy stanie 24:21. To nieco wyrównało grę, natomiast wciąż gospodarze nie radzili sobie z Sebastianem Ramem.

Podobny problem miał trener Będzikowski, którego zawodnicy nie potrafili pokonać Zimakowskiego, więc również skorzystał z time-outu. Wtedy obie drużyny zaczęły regularnie zdobywać bramki, a elblążanie doszli przeciwnika już na dwie bramki różnicy. W 51. minucie trener Markuszewski był na tyle wściekły, że musiała go utemperować żółta kartka. Tablica pokazywała wtedy wynik 27:25. Wciąż jednak strata nie malała, a Rychlewski pewnie egzekwował rzuty z siódmego metra. W końcu nadeszła 57. minuta, w której "Meblarze" coraz bardziej zmęczeni nieowocną gonitwą pomylili się w ataku i oddali końcówkę gospodarzom, przegrywając ostatecznie mecz 32:28. Znakomity powrót zaliczyli goście, zwłaszcza na wielkie brawa zasługuje Jakub Moryń, jednak przykry obraz pozostawia wąska ławka, która nie pozwala walczyć nawet z najsłabszymi drużynami w Superlidze.

Spójnia Gdynia - Meble Wójcik Elbląg 32:28 (21:14)

Spójnia Gdynia: Głębocki, Michalczuk, Zimakowski - Brukwicki, Dworaczek, Jamioł 4, Kamyszek 4, Kravchenko, Kyrylenko 5, Lisiewicz, Marszałek, Męczykowski, Pedryc Kamil 4, Pedryc Paweł 1, Rychlewski 7, Ćwikliński 7

Kary: Pedryc Kamil, Lisiewicz - 2 minuty

Karne: 5/7

Meble Wójcik Elbląg: Fiodor, Kiepulski, Ram - Adamczak 3, Grzegorek, Janiszewski 7, Koper 1, Moryń 10, Netz 3, Nowakowski 3, Szopa 1

Kary: Adamczak - 4 minuty; Grzegorek - 2 minuty

Karne: 5/5