2020-06-04 01:01:35
Roksana Góra

Bom dia, szczypiorniaku! O Portugalczykach, którzy nie zamierzają się zatrzymywać

Choć podczas styczniowych mistrzostw Europy zaskoczyli spore grono osób, oni sami nie byli zdziwieni. Portugalczycy pokonali Francuzów, Szwedów czy Węgrów. Stali się w swojej ojczyźnie zdecydowanie bardziej rozpoznawalni, a co za tym idzie - poprzeczka oczekiwań została przed nimi wysoko postawiona. Portugalscy szczypiorniści zamierzają jednak bez wymówek ją przeskoczyć. 

Reprezentacja Portugalii powróciła na wielką imprezę sportową po czternastu latach nieobecności. I namieszała. Znacznie urozmaiciła przebieg Mistrzostw Europy 2020, które zostały rozegrane w Szwecji, Austrii i Norwegii. Podopieczni Paulo Pereiry w fazie grupowej wyeliminowali - stawianych w roli pretendentów do zdobycia medalu - Francuzów. Zdołali także pokonać Szwecję. I to aż 35:25. Ostatecznie styczniowy turniej zakończyli na historycznym szóstym miejscu. Portugalczycy mieli jednak świadomość, że zaangażowanie ich kadry mogło poskutkować jeszcze lepszym rezultatem: - Po zakończeniu mistrzostw na szóstym miejscu wszyscy pytali nas, jak się z tym czujemy. Byliśmy oczywiście zadowoleni z tego wyniku, jednak bez wątpienia czuliśmy, że nasza ekipa mogła osiągnąć jeszcze więcej – przyznaje Sergio Barros, jeden z portugalskich skrzydłowych. I choć w mistrzostwach nie było dane mu uczestniczyć, to ma świadomość, że gdyby jego koledzy pokonali Słowenię, mogliby znaleźć się w półfinale. Ulegli jednak swoim rywalom 24:29. W spotkaniu o piąte miejsce nie poradzili sobie natomiast z Niemcami. Byli od nich gorsi o dwa trafienia. 

Sergio Barros nie ukrywa, że dla niego dobry występ Portugalczyków na upragnionych mistrzostwach nie był zaskoczeniem: - Według mnie, a także wielu osób, które naprawdę znają się na portugalskim handballu, zajęcie szóstego miejsca było jedynie potwierdzeniem naszej jakości. Choć trzeba podkreślić, że czternastoletnia przerwa od gry na mistrzostwach była bardzo trudna. Wydaje mi się jednak, że nie mieliśmy szczęścia. Czasami trafialiśmy do niezwykle mocnych grup. Innym razem przegrywaliśmy kluczowe spotkania zaledwie jedną bramką. To było przygnębiające. Wiedzieliśmy jednak, że poziom piłki ręcznej w Portugalii wzrasta z dnia na dzień. Dlatego też spodziewaliśmy się, że lepsze czasy wreszcie nadejdą – stwierdza szczypiornista. I przyznaje, że niemała w tym zasługa szkoleniowca portugalskiej reprezentacji. Pereira objął kadrę Portugalii przed czterema laty. Wcześniej miał pod swoimi skrzydłami między innymi reprezentacje Angoli i Tunezji. Trenował także klub FC Porto: - Paulo Pereira jest naszym przywódcą. Mogę o nim mówić jedynie w dobrych słowach. Niezwykle profesjonalnie podchodzi do pełnionej przez siebie funkcji. Ciężko pracuje, jest inteligentnym i dobrym liderem – wylicza Barros. 

Boiskowa przebojowość Portugalczyków, która przełożyła się na zadowalające efekty, sprawiła, że wiele osób zaczęło zastanawiać się nad tym, co było głównym powodem rozwoju tej kadry. I choć reprezentacja Portugalii przez lata nie mogła równać się z polską drużyną, po styczniowych zwycięstwach stała się niejako obiektem zazdrości. Zaczęto porównywać reprezentację prowadzoną przez Patryka Rombla z portugalskim zespołem. Można przypuszczać, że w przypadku ekipy Pereiry najważniejsza była cierpliwość: - Trudno stwierdzić, co najbardziej wpłynęło na nasz rozwój. Na pewno mamy do czynienia z dobrym pokoleniem. Zawodnicy urodzeni w latach 1990-1992, w połączeniu z tymi nieco młodszymi, tworzą naprawdę silną ekipę. Mamy prawdopodobnie jedną z najlepszych defensyw na świecie. To niezwykle ważne. Jeśli spojrzymy na młodzież, to widać, że w kolejce do kadry czekają kolejni szczypiorniści z potencjałem do gry na wysokim poziomie. Istotny jest też, że jesteśmy cierpliwi w budowaniu naszej drużyny – podkreśla Portugalczyk.

Nieprzypadkowy zdaje się być również fakt, że portugalski zespół narodowy zbudowany jest z dobrze znających siebie nawzajem zawodników. Większość z nich występuje w rodzimej lidze. Człon kadry broni na co dzień barw FC Porto: - Mamy wielu wyróżniających się zawodników, jednak w kadrze najważniejsze jest to, by tworzyć jedność. Bardzo dobrze znamy siebie nawzajem. Wielu świetnych zawodników broni barw tego samego klubu, czyli FC Porto. Portugalczycy grają także w zagranicznych i – co najważniejsze – czołowych europejskich ligach. To wszystko składa się na fakt, że nasza reprezentacja radzi sobie coraz lepiej – wyjaśnia.

Każdy sukces przynosi zainteresowanie. Nie inaczej było w przypadku portugalskiej piłki ręcznej. Szczypiorniści nieco przebili się do kibicowskich kręgów. Wraz ze wzrostem popularności, zwiększają się także nadzieje związane z kolejnymi występami tej ekipy. Pewne jest, że podopieczni Paula Pereiry będą chcieli udowodnić, że styczniowy wynik nie był przypadkiem: - Po tych mistrzostwach zmieniło się naprawdę sporo. Media zaczęły poświęcać nam zdecydowanie więcej uwagi. Nie było o to łatwo, biorąc pod uwagę, że piłka nożna jest w naszym kraju ponad wszystkimi innymi dyscyplinami. Poza tym, zdecydowanie więcej osób zaczęło obserwować naszą reprezentację, a co za tym idzie – stajemy przed dużo większymi oczekiwaniami wobec naszej drużyny – zauważa skrzydłowy.

Rozwija się nie tylko portugalska kadra, ale również tamtejsza liga. W rankingu EHF znajduje się ona na dziewiątej pozycji. Tuż za chorwackimi rozgrywkami. Wśród klubowych ekip prym wiodą FC Porto, Sporting Lizbona oraz Benfica: - Wydaje mi się, że portugalska liga nie różni się znacznie od tych innych europejskich. Mamy dwa kluby na wysokim, międzynarodowym poziomie. Potem trzy drużyny, które próbują im dorównać. W rozgrywkach uczestniczą także ekipy, które nie mają tak dobrego zaplecza finansowego. Dlatego muszą liczyć się z gorszymi wynikami. Skupiają się za to  na lokalnych zawodnikach, a także na graczach, u których widać zadatki na dobrego piłkarza ręcznego. Z tego, co obserwuję, podobnie jest w Polsce – wyjaśnia Sergio Barros. I dodaje: - Nasze najlepsze drużyny są niejako częścią klubów piłki nożnej. I to jest dla naszej dyscypliny bardzo ważne. Te zespoły, dzięki swojemu budżetowi, mogą sobie pozwolić na sprowadzenie cenionych zawodników – zauważa szczypiornista.

I tak po tamtejszych parkietach biega między innymi Rene Toft Hansen. Na portugalską przygodę zdecydowali się także Marko Vujin czy dobrze znani kibicom Orlen Wisły Płock Valentin Ghionea czy Ivan Nikcević: - Dzięki zawodnikom, którzy grali w wielu klubach, a teraz postanowili dołączyć do któregoś z portugalskich zespołów, nasi młodzi szczypiorniści mogą wiele się nauczyć. Czerpią naukę ze swoich starszych kolegów i starają się brać z nich przykład – podsumowuje Portugalczyk.

fot. Anze Malovrh / kolektiff