2018-01-12 22:30:00
Mariusz Krawiec

Euro 2018: Francuzi uciekli spod topora! Nieudany rewanż za finał mistrzostw świata

W drugim piątkowym spotkaniu grupy B szczypiorniści reprezentacji Francji po pasjonującym widowisku wygrali z Norwegią 32:31 (15:17). Przez 50. minut pachniało niespodzianką, lecz w ostatnich 10 minutach Trójkolorowi wrzucili wyższy bieg i wyszarpali wygraną.

Spotkanie anonsowane jako rewanż za finał ubiegłorocznych MŚ zapowiadało się niezwykle pasjonująco. Ostatnia potyczka obu ekip miała miejsce zaledwie przed ośmioma dniami, podczas towarzyskiego turnieju Golden League. Wygrali Francuzi, co przed inauguracją Euro stawiało ich w korzystnej sytuacji psychologicznej. 

REKLAMA

Norwegowie jednak do zdecydowanie bardziej utytułowanego rywala podeszli bez respektu. Od bramki rozpoczął Kent Robin Tonnesen, który przy rzucie doznał jednak jurazu i musiał na kilka minut opuścić parkiet. Spotkanie prowadzone było w szybkim tempie, a o swojej obecności od początku przypominali bramkarze – dobre interwencje notowali zarówno Bergerud, jak i Gerard. Po sześciu minutach i kapitalnym trafieniu Nikoli Karabaticia, Francuzi prowadzili 4:2.

Skandynawom ciężko przychodziło zdobywanie bramek. Dobrze dysponowany był jednak Tonnesen, który brał na siebie ciężar zdobywania bramek. Twarda walka w obronie zaowocała też dwuminutową karą dla zawodnika Veszprem. Manewr z wycofaniem bramkarza został jednak szybko ukarany przez Francuzów, którzy wyszli na trzybramkowe prowadzenie (7:4).

Wicemistrzowie świata nie zamierzali tanio sprzedać skóry. Niezawodni w ekipie Christiana Berge byli skrzydłowi. Po trafieniu Kristiana Bjornsena był już remis (8:8). Na parkiecie oglądaliśmy szybki i widowiskowy handball. Podopieczni Dinarta starali się przebijać z rzutami głównie z drugiej linii. Skutecznie finalizował tego typu akcje Nikola Karabatić, który tym razem dyrygował grą Francuzów z lewego rozegrania. Mimo wszystko w grze Trójkolorowych wkradł się mały przestój, z czego błyskawicznie korzystali rozpędzeni gracze z północy. Przy stanie 11:13 o czas poprosił Didier Dinart.

Przerwa na żądanie najbardziej mobilizująco podziałała na bramkarzy. Domoulin, który zmienił Gerarda oraz Bergerud bronili w nieprawdopodobnych sytuacjach. W pewnym momencie Norwegowie prowadzili już nawet różnicą trzech trafień, by ostatecznie na przerwę zejść z dwoma golami zaliczki. Na uwagę zasługuje bramka z kontrataku Sagosena po kapitalnej wrzutce nad pole bramkowe zagranej przez Bjornsena. 

Po zmianie stron koncertowa gra z obu stron trwała w najlepsze. W ekipie Norwegów piłki doskonale rozdzielał Sagosen, a bramkę z dystansu bombardował filigranowy Johannesen (18:21). Francuzi próbowali przeciwstawić się twardą grą w defensywie. Kara dla Dipandy mocno utrudniła im zadanie, co skrzętnie wykorzystał Bjornsen trafiając do pustej bramki (19:22).

Trójkolorowi korzystali głównie z doświadczenia swoich skrzydłowych – Guigou i Abalo utrzymali Francuzów w grze. Na nic się to jednak zdawało, gdy do głosu dochodził Tonessen (21:24). Statystyka jego rzutów w całym meczu - 7 prób i 9 bramek, mówi sama za siebie. Nienagannie układa się się też współpraca z Myrholem, który zdobywał bramki, a po faulach na nim arbitrzy regularnie dyktowali rzuty karne.

Francuzi pierwsi raz od długiego czasu zbliżyli się na dystans jednej bramek w 45. minucie. Zniwelowanie strat to głównie zasługa Vincenta Gegarda, który ponownie pojawił się między słupkami, gdzie m. in w znany tylko przez siebie sposób zastopował kontrę Bjornsena. Norwegowie nie pozwalali jednak na zbyt wiele - kapitalnym rzutem z podłoża popisał się Eiving Tangen (23:25). Skandynawowie do tego momentu prowadzili z Francuzami grę rozsądną i konsekwentną. Wydawało się więc, że panowali nad wydarzeniami boiskowymi. Iskierkę nadziei w 50. minucie na odwrócenie losów rywalizacji wlał w serca Francuzów Luc Abalo, po którego dwóch trafieniach zrobiło się już tylko 26:27. O czas dla swojej ekipy poprosił Christian Berge.

Spotkanie w ostatnich minutach toczyło się już bramka za bramkę. Na trzy minuty przed końcem, po trafieniu N"Guessana był remis 30:30. Chwilę później mógł wyprowadzić swój zespół na prowadzenie, jednak nieznacznie chybił, a w odpowiedzi kontrę Myrhola nieprzepisowym faulem zatrzymał Porte. Norwegowie nie wykorzystali jednak swojej szansy. Mało tego karę otrzymał Tonnesen i siły na parkiecie się wyrównały. Więcej krwi w końcówce zachowali Francuzi. Ze skrzydła nie pomylił się Guigou (32:31). Norwegom na wyrównanie pozostało 14 sekund. Reagował jeszcze Christian Berge, jednak rzut Tangena został zablokowany przez Dipandę.

Francja - Norwegia 32:31 (15:17)